- Z nieoficjalnych informacji wynika, że kwestią czasu są kary wobec kolejnych biskupów, biskupi Tyrawa i Głódź nie są ostatni. Wiadomo, że wobec kilkunastu hierarchów toczą się takie sprawy - mówi Salonowi 24 Tomasz Terlikowski, filozof i publicysta.
Ojciec święty Franciszek wezwał do siebie w trybie pilnym polskich biskupów. Tę informację „Rzeczpospolitej” niechętni Kościołowi przyjęli z satysfakcją, a ludzie Kościoła chcący oczyszczenia tej instytucji z nadzieją. Jednak już następnego dnia rzecznik episkopatu stwierdził, że tryb wezwania biskupów wcale nie jest pilny. Czy w takim razie mamy do czynienia z czymś przełomowym, czy może nic się nie dzieje?
Tomasz Terlikowski: To, że się dzieje, to wiemy i nie wynika to z żadnego trybu wezwania do papieża. Nie jest normalną sytuacja, w której w krótkim czasie odwołanych zostaje dwóch biskupów. Z kolei dwóch kolejnych otrzymuje zakaz wstępu do własnej diecezji. A do tego z nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że kwestią czasu są kary wobec kolejnych hierarchów, więc biskupi Tyrawa i Głódź nie są ostatni. Mamy też wiedzę o biskupie, wobec którego padają oskarżenia nie o to, że krył nadużycia seksualne, ale o to, że sam wykorzystywał seksualnie nieletnich.
Chodzi oczywiście o biskupa Szkodonia?
Tak. Pojawiły się wprawdzie przecieki o jego powrocie do diecezji, ale nic nie wiemy o jakimkolwiek orzeczeniu o winie, bądź niewinności. Tak, czy inaczej, sytuacja w Kościele nie jest normalna. Informacja o wezwaniu polskich biskupów do papieża ukazała się tuż po tym, gdy nuncjusz papieski powrócił z Rzymu, co może oznaczać, że będąc tam przekazał papieżowi kolejne informacje.
No tak, ale rzecznik episkopatu oświadczył, że tryb jest normalny. Dlaczego?
Osobiście nie znam rzecznika, który by powiedział, że coś się dzieje, należy się obawiać. Raczej rzecznik jest od tego, żeby uspokajać. Natomiast jest oczywiste, że biskupi zostali wezwani przez papieża. I nawet jeśli odbywa się to w normalnym trybie, to jest on przyśpieszony. Widocznie Franciszek uznał, że polscy biskupi muszą się wytłumaczyć. Przy czym nie spodziewałbym się jakiejś rewolucji w związku z tym wyzwaniem - rewolucja już się toczy. Po pierwsze, wielu biskupów już odeszło na emeryturę. Wielu z nich odeszło wcześniej. Zmiana już się dokonuje, na pewno będzie bardzo głęboka.
Wspomniał Pan, że rzecznik raczej uspokaja, bo taka jest jego rola. Ale przecież z punktu widzenia katolików zainteresowanych oczyszczeniem Kościoła, zmiany nie są czymś, czego należy się obawiać?
Jeśli to jest początek głębszych zmian, to bardzo pozytywny sygnał. Nie ulega jednak też wątpliwości, że dla większości episkopatu, ale też sporej części duchownych i świeckich, także tych po prawej stronie, to coś, z czego oni nie będą zadowoleni. Już w niektórych mediach pominięto informację o karach dla arcybiskupa Głodzia, bohatera dla sporej części prawicy. Teraz już widzimy, że z tym jego bohaterstwem i działalnością dla dobra Kościoła było na tyle źle, że zakazano mu wstępu do własnej diecezji. Kardynał Henryk Gulbinowicz, który miał i nadal ma obrońców po prawej, centrowej i lewej stronie sceny politycznej, także został ukarany. Niemała część Kościoła uznaje to wręcz za skandal. Ale to, że coś jest pozytywne dla Kościoła, nie oznacza, że będzie łatwo przyjęte.
Pan od dawna mówi, że laicyzacja w Polsce postępuje. Czy jest jakaś możliwość by w przewidywalnym czasie Kościół w Polsce mógł się odbudować?
Mówimy o skomplikowanym procesie. W Polsce na przełomie XVIII i XIX wieku Kościół był w potwornym kryzysie, wspomnę tylko prymasa dziwkarza i masona Poniatowskiego. Spora część biskupów była bardzo podobna, natomiast arystokracja w dużej mierze zlaicyzowana, masońska, niewierząca. Chłopstwo pozornie religijne, ale tak naprawdę jeszcze nieschrystianizowane. I na to wszystko nałożyła się utrata niepodległości, przez co na odbudowę Kościoła i chrześcijaństwa w Polsce potrzeba było stu lat. Nie jest przypadkiem, że główne nurty niepodległościowe z drugiej połowy XIX wieku były jeszcze mocno zdystansowane do chrześcijaństwa, dotyczyło to zarówno lewicy - co jeszcze jest zrozumiałe - jak i ruchów narodowych. Dopiero początek XX wieku to czas odnowy religijnej. Zbudowanie prawdziwie chrześcijańskiego społeczeństwa zajęło około stu lat, wiązało się z wielkim wysiłkiem świętych, takich jak bł. Edmund Bojanowski, SB Piotr Semenenko, bł. Honorat Koźmiński i wielu, wielu innych.
Dziś jest szansa na religijne odrodzenie, czy laicyzacja będzie już postępować dalej?
Jedno jest pewne: ewangelizacja będzie bardzo trudna. Bo nie chodzi nawet o pokolenie obecnych 40. i 50 latków. Tu o powrót będzie łatwiej, nawet w przypadku tych, którzy odeszli, ja zawsze wspominam choćby wstrząsający artykuł Sławomira Jastrzębowskiego o odejściu z Kościoła. Ale obecni 40-to i 50-latkowie mają doświadczenie Kościoła. I mają gdzie wracać. Obecni dwudziestolatkowie, czy nastolatkowie, są często tego doświadczenia pozbawieni. I ich trzeba ewangelizować na nowo, co jest dużo trudniejsze, niż dotarcie do tych, którzy z Kościoła odeszli z różnych przyczyn.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Społeczeństwo