Marta Lempart otrzymała nagrodę od redakcji "Wysokich Obcasów" - została uznana Superbohaterką 2020 roku. Liderka Strajku Kobiet opowiedziała w wywiadzie o fatalnej sytuacji finansowej i o tym, jak trudno działać społecznie w Polsce.
Jeszcze niedawno Marta Lempart miała być nową nadzieją opozycji po tym, jak wykorzystała społeczną energię na kanwie wyroku Trybunału Konstytucyjnego ws. prawa aborcyjnego. W kolejnych dniach października 2020 roku wyszło na ulice tysiące ludzi, choć z czasem aktywność Strajku Kobiet oraz protestujących gasła. Czy Lempart podzieli los Mateusza Kijowskiego, byłego lidera KOD, który na początku zaangażowania na ulicach był porównany do Lecha Wałęsy?
Problem Lempart z presją i popularnością
W rozmowie z "Wysokimi Obcasami" liderka protestów przyznała, że ma problem z popularnością, funkcjonowaniem w mediach społecznościowych i sytuacją materialną.
- Nie jestem wkur...a cały czas. Nie przez cały czas mówię i myślę o prawach kobiet i o Polsce. Ludzie czytają o mnie albo wywiady ze mną i myślą, że mnie znają, wiedzą, kim jestem i jaka jestem - opowiada dziennikarzom Lempart.
Z czym nie radzi sobie aktywistka, popularna w takich serwisach jak Twitter czy Facebook? - Towarzyszące mi nieustannie oznaczanie mnie w dziesiątkach postów i komentarzy to nie tylko bezmyślność czy nieżyczliwość, ale też celowa agresja ubrana w etos wspólnej walki, która przecież toczy się cały czas. Taki paragraf 22: ktoś mnie oznacza w komentarzu i pyta, czy widziałam, co się wydarzyło. Jak powiem, że widziałam, no ale nie reaguję i nie idę z kawalerią, to znaczy, że jestem do dupy. A jak nie widziałam, to też jestem do dupy, bo nie wiem, co się dzieje - żali się "Wysokim Obcasom", dodając, że musiała wiele powiadomień ukryć i zrezygnować z niektórych aplikacji do rozmów.
Lempart przyznała, że nie radzi sobie z presją i uczęszcza na terapię. Przeszła również COVID-19 na tyle poważnie, iż musiała skorzystać z rehabilitacji. - Wszystko mi siada – płuca, serce, mam chroniczne zmęczenie, bóle głowy, kłopoty ze snem - wyliczała.
Jednocześnie lidera Strajku Kobiet zapowiedziała kolejne akcje OSK w przyszłości. - Dołujemy za każdym razem bardziej, bo zrywy są i będą bardziej gwałtowne, a represje bardziej brutalne. Ale to, że widzimy tę cykliczność i potrafimy do niej podejść ze spokojem, pozwala nam nie tylko przetrwać, ale też dobrze wykorzystać ten czas. Zbroimy się, knujemy - zapewniła.
"Ledwo zipiemy"
Organizowanie protestów pozbawia życia prywatnego, ale i - jak się okazuje - środków do życia.
- Straciłam wszystko, finansowo i zawodowo. Dotychczasową pracę i firmę. Teoretycznie na własne życzenie. Jestem w fatalnej sytuacji finansowej - wyznała Lempart.
- Zarabiam teraz 20 proc. tego, co pięć lat temu. Oszczędności już dawno nie mam. Mam na przeżycie, ale nie stać mnie na wynajęcie mieszkania w Warszawie po stawce rynkowej lub, zamiennie, na to, żeby spłacać swój własny kredyt mieszkaniowy za mieszkanie we Wrocławiu, nawet po jego wynajęciu - stwierdziła. Aktywistka mieszka grzecznościowo u znajomego, który przebywa poza Polską.
Lempart pomaga starsza mama - robi "przelewy na waciki, kupuje ubrania, robi zakupy jedzeniowe" - czytamy w wywiadzie. Działaczka często spotyka się z zarzutem, jakoby zarabiała na protestach i "żyła jak pączek w maśle". - No nie żyjemy. Ledwo zipiemy - alarmuje.
Superbohaterka "Wysokich Obcasów" zadeklarowała brak aspiracji zaistnienia w wielkiej polityce. - Ja w tym momencie odmawiam startowania w jakichkolwiek wyborach. Nikt nie ma prawa tego ode mnie wymagać - podsumowała Lempart.
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo