To, co przedstawił prezes Najwyższej Izby Kontroli wystarczy, do ewentualnego zajęcia się przez Sejm pociągnięciem prezesa Rady Ministrów, czyli premiera Mateusza Morawieckiego, do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu – mówi Salonowi24 prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista.
Polecamy: Banaś nie odpuszcza. Raport NIK ws. wyborów kopertowych będzie wcześniej
Został ujawniony raport Najwyższej Izby Kontroli dotyczący tzw. wyborów kopertowych. Raport, przedstawiony podczas konferencji prasowej oskarża premiera Mateusza Morawieckiego, ministrów, kierownictwo spółek Skarbu Państwa. Centrum Informacyjne Rządu błyskawicznie przedstawiło odpowiedź i swoje stanowisko, a także własne ekspertyzy mówiące, że wszystko było zgodne z prawem. Jakie mogą być konsekwencje tego raportu?
Prof. Ryszard Piotrowski: Potencjalnie to może mieć ogromne znaczenie. Mówię potencjalnie, bo wszystko zależy od prokuratury, nadzór nad prokuraturą sprawuje jednak premier. W związku z tym można powiedzieć, że tak długo jak prokurator generalny jest podwładnym szefa rządu, wersja „premierowska” będzie wersją obowiązującą. Chyba, że nastąpią jakieś okoliczności, które to zmienią. A mogą być to bardzo różne okoliczności, w tym polityczne, ale zajmowanie się nimi nie jest moją specjalnością.
To w ogóle odkładając politykę na bok – jak to wygląda od strony prawnej, czy, a jeśli tak, co, może zagrażać politykom formacji rządzącej?
W sensie prawnym reguła, w której prokurator generalny jest jednocześnie członkiem rządu, mocno subiektywizuje jego podejście. Natomiast to, co przedstawił prezes Najwyższej Izby Kontroli wystarczy, do ewentualnego zajęcia się przez Sejm pociągnięciem prezesa Rady Ministrów, czyli premiera Mateusza Morawieckiego, do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu. Ten wniosek, obejmujący między innymi szefa rządu, może złożyć albo prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, albo grupa 115 posłów. Nie wydaje się, by dziś były warunki polityczne, by to przeprowadzić, ale w przyszłym parlamencie może to się zdarzyć. Poza tym brak pociągnięcia do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, nie przekreśla możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności przed sądem powszechnym.
Zobacz także: NIK bierze się za SKOK Wołomin. Komu zrobi się gorąco
Wniosek prezydenta o Trybunał Stanu ciężko sobie wyobrazić, ale 115 posłów pewnie może się znaleźć. Jak wygląda procedura, jeśli zdecydują się to zrobić?
Wniosek 115 posłów trafia do marszałka Sejmu. Następnie jest długie postępowanie przed Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Po nim – głosowanie w Sejmie. Samo postawienie przed Trybunałem Stanu jest trudne, bo musi za tym zagłosować aż 276 posłów. Uchwała Sejmu o pociągnięciu do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu powoduje zawieszenie w czynnościach osoby, której dotyczy. Jeżeli uchwała obejmuje także pociągnięcie do odpowiedzialności karnej osoby, która jest posłem, stanowi ona równocześnie wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego.
A jakie ewentualne kary przewidywane są i w procesie karnym i w procesie o odpowiedzialność konstytucyjną?
Jeśli chodzi o postępowanie karne, kary przewidziane są w kodeksie karnym. W przypadku przekroczenia uprawnień albo niedopełnienia obowiązków, to jeśli sprawca działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech, a jeśli robi to dla korzyści majątkowej, bądź osobistej, od roku do lat dziesięciu. Natomiast jeśli chodzi o postępowanie przed Trybunałem Stanu, to przede wszystkim trwa ono dość długo. Najpierw jest długa procedura prowadząca do samego postawienia przed Trybunałem, potem konieczna zgoda 276 posłów. Postępowanie może toczyć się w dwóch instancjach. To nie jest trybunał rewolucyjny. Natomiast kary są różne. Za czyny stanowiące przestępstwo Trybunał orzeka kary przewidziane w ustawie. Trybunał może oczywiście uniewinnić. Za czyny, które nie wypełniają znamion przestępstwa Trybunał może orzec np. zakaz pełnienia funkcji związanych ze szczególna odpowiedzialnością. Dotkliwą sankcją jest odebranie biernego i czynnego prawa wyborczego, czyli prawa startu i głosowania w wyborach. Zakazy mogą obowiązywać na czas od dwóch do dziesięciu lat. Inną sankcją jest odebranie odznaczeń i tytułów honorowych. Wreszcie – Trybunał Stanu może też stwierdzić winę, ale nie orzekać żadnej kary. W razie uznania chociażby nieumyślnego popełnienia czynu Trybunał orzeka utratę zajmowanego stanowiska.
To wróćmy jeszcze do meritum – NIK zarzuca naruszenie prawa, ale rząd broni się tym – także powołując na ekspertyzy prawne – że chodziło o ratowanie konstytucyjnego terminu wyborów. A te miały się odbyć 10 maja. Jak Pan, jako konstytucjonalista odnosi się do tych argumentów?
Bez wątpienia trzeba respektować reguły konstytucji, bo ich naruszenie może skutkować podważeniem mandatu osoby wybranej, a także ograniczeniem praw obywateli. Bo obywatele mają prawo do udziału w wyborach Prezydenta, które muszą być powszechne, równe, bezpośrednie, a głosowanie ma być tajne. Jednym słowem – odstępowanie od reguł zawsze ma negatywne konsekwencje ustrojowe. To jest okoliczność, którą trzeba brać pod uwagę.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Inne tematy w dziale Polityka