W sobotę zapadł wyrok na trenera Wisły Kraków Petera Hyballę. Światu ogłosił go kapitan drużyny - Jakub Błaszczykowski, który chwilę po strzeleniu bramki Lechowi Poznań (1:2) ominął Niemca i wpadł w objęcia członka sztabu szkoleniowego - Kazimierza Kmiecika i rezerwowego Rafała Boguskiego. Przekaz, że Hyballa jest pod Wawelem niechciany i nieakceptowany, jest o tyle jasny, że Błaszczykowski to nie tylko lider Białej Gwiazdy, ale i współwłaściciel tego klubu.
Choć Niemiec ma ważny kontrakt z Wisłą do końca przyszłego sezonu, to opuści Kraków po, kończącym obecne rozgrywki, niedzielnym meczu z Piastem Gliwice. W Wiśle nikt po nim płakać nie będzie, bo przez niespełna pół roku swojej bytności w Polsce, skutecznie zniechęcił do siebie i piłkarzy i szefów Białej Gwiazdy.
Zamordysta bez wyników
Dwa remisy i pięć porażek to bilans Wisły w ostatnich siedmiu spotkaniach. Bilans mocno kompromitujący trenera i zawodników. Ale to nawet nie beznadziejne rezultaty i dopiero czternaste miejsce w tabeli Ekstraklasy przesądziły o tym, że po zaledwie pół roku, umowa z Niemcem zostanie rozwiązana. Barierą umożliwiającą dalszą współpracę jest specyficzny, żeby nie powiedzieć chamski stosunek szkoleniowca do klubowego otoczenia. W kuluarowych rozmowach piłkarze Wisły otwarcie twierdzą, że trener nie szanuje zawodników. Jest w stosunku do nich nieprzyjemny, arogancki, opryskliwy. Kompletnie nie dba o team spirit, czyli ducha drużyny. Na początku roku krążyły nawet plotki, że zabronił graczom mówić w szatni… po polsku.
- Aż tak, to nie było, ale nie ulega wątpliwości, że podobnie jak w słowackiej Dunajskiej Stredzie czy w klubach holenderskich, także u nas Peter Hyballa popalił za sobą mosty. Nie da się go lubić. Ma bardzo brzydką cechę - uważa, że jest trenerskim mistrzem świata, wszystko wie najlepiej i nikogo nie słucha - opowiada nam osoba doskonale znająca relacje panujące w drużynie Wisły.
Podniósł rękę na legendę i zadarł z klanem
Peter Hyballa wykopał sobie trenerski grób, gdy zadarł z Jakubem Błaszczykowskim. Współwłaścicielem klubu, którego brat Dawid jest prezesem Wisły.
- Fakt, że w sobotę Kuba po strzelonym golu ominął Niemca i podbiegł do drugiego trenera Kmiecika, był bardzo wymowny. Kuba to nie jest jakiś gówniarz, czy człowiek znikąd, którego można poniżać wpuszczając na boisko na końcowe minuty. Hyballa zapomniał, że za chwilę nikt w Krakowie nie będzie o nim pamiętać, a Kuba w Wiśle, był jest i będzie. Niemiec przyszedł, chciał pokazać jakim to jest gierojem, który nikogo się nie boi i mocno się na tym przejechał. Początkowo myślałem, że Hyballa został szkoleniowcem Wisły z nadania Błaszczykowskiego, ale widać, że tak nie było. Mądry trener usiadłby z Kubą, poradził się go, współpracował. Błaszczykowski grał w takich klubach, o stażu w których Hyballa może tylko pomarzyć. Mógł mieć w osobie Kuby przewodnika pod drużynie i oddanego sprzymierzeńca, a zamiast tego wybrał wojenkę, w której od początku był przegrany- uważa były znakomity obrońca Białej Gwiazdy Marek Motyka. - Dla mnie Hyballa się skończył, kiedy zaczął poniewierać członka sztabu szkoleniowego, Kazimierza Kmiecika. Nie mogłem patrzeć, jak Niemiec spycha na margines najlepszego piłkarza w 110 - letniej historii Wisły. Lekceważy i poniża Kazia Kmiecika, kapitana mojej Wisły, z którym miałem zaszczyt grać - nie kryje oburzenia Motyka.
Były trener min. Górnika Zabrze, Polonii Warszawa, Korony Kielce czy Polonii Bytom ma rację - Petr Hyballa jest w Krakowie skończony. Jednego w tym wszystkim trudno jednak zrozumieć - dlaczego Jakub Błaszczykowski, który jest de facto przełożonym szkoleniowca, zamiast silić się na teatralne festy w meczu z Lechem, po prostu go nie zwolnił? Poza tym, 108-kotnemu reprezentantowi Polski zwyczajnie nie pasuje odstawianie takiej dziecinnej szopki. Może Kuba powinien się zastanowić, czy jest bardziej sponsorem czy zawodnikiem Wisły? Nie można mieć jabłka i zjeść jabłka, a obecnie wygląda to tak, jakby Błaszczykowski stał na środku kładki i nie mógł się zdecydować, na którą stronę rzeki przejść…
Kto za Niemca?
Pod Wawelem ruszyła już giełda nazwisk szkoleniowców, którzy mogliby zastąpić Petera Hyballę. Ponoć najwyżej stoją akcje Marcina Brosza, który po sezonie odchodzi z Górnika Zabrze. Mówi się również o wujku Jakuba i Dawida Błaszczykowskich, byłym selekcjonerze reprezentacji Polski - Jerzym Brzęczku. Od marca 2019 roku bezrobotny pozostaje też inny były szkoleniowiec kadry narodowej, wiślak z krwi i kości - Adam Nawałka.
- Jestem pewien, że prędzej czy później Jerzy Brzęczek trafi do Wisły. Pytanie tylko, czy teraz jest ku temu najlepsza pora? Jak będzie szło, kibice będą go nosili na rękach, jednak gdy przytrafi się kilka słabszych wyników, przegranych meczów, od razu odezwą się głosy, że trener jest z rodzinnego nadania. Kto by jednak nie był nowym opiekunem Białej Gwiazdy, mam nadzieję, że będzie Polakiem. Zagraniczne tylko dlatego, że jest zagraniczne, wcale nie musi być lepsze od naszego. Wyraźnie widać to na przykładzie Petera Hyballi - puentuje Marek Motyka.
Piotr Dobrowolski
Inne tematy w dziale Sport