Po piątym w tym sezonie hat-tricku, który Robert Lewandowski ustrzelił w sobotnim meczu z Borussią Moenchengladbach, Polakowi brakuje już tylko jednego gola do wyrównania liczącego sobie 49 lat strzeleckiego rekordu Gerda Muellera.
W sezonie 1971/72 Niemiec zdobył w Bundeslidze 40 bramek. Na zdrowy rozum osiągnięcie niebotyczne, nie do pobicia. Ale nie dla „Lewego”, bo to co wyprawia Polak, wykracza poza granice logiki. Strzela obiema nogami, nożycami, głową, z wolnych, karnych, wszędzie i niemal każdemu.
Lewandowski jak Robocop
W starciu z Gladbach na upolowanie trzech goli kapitan polskiej reprezentacji potrzebował 62. minut. O Lewandowskim napisano już wszystko, że Killer, Kosmita, Robocop, że wybitny, wyjątkowy, zjawiskowy. Nawet nie silę się na wymyślanie kolejnych przymiotników oddających jego wielkość.
Oglądając sobotni koncert Roberta, pomyślałem o tym, jak daleką drogę pokonał spod warszawskiego Leszna, by trafić do panteonu światowej piłki. Jak przebierał się w fiacie bravo przed treningami w Delcie Warszawa, jak został pogoniony przez Legię.
Przypomniały mi się prześmiewcze, poniżające Lewandowskiego teksty w niemieckich gazetach, po pierwszych meczach w Borussii Dortmund, w których szydzono, że sprowadzony z Lecha Poznań napastnik nie trafiłby nawet do pisuaru w dworcowej toalecie. Patrzyłem na Lewego i zastanawiałem się, gdzie dziś są ci, którzy w 2013 roku wygwizdali go w Gdańsku, kiedy schodził z boiska zmieniony przez Waldemara Fornalika w meczu z Danią?
I tak jest wielki
Lewandowski przy całej swojej klasie, umiejętnościach, instynkcie strzeleckim, nigdy nie będzie Maradoną. Nie ruszy z piłką od środka boiska, nie przedrybluje sześciu rywali i trafi do siatki. Ale i tak jest wielki. Za romantyczną historię, którą pisze każdą kolejną zdobytą bramką. Historię o chłopaku znikąd, który wszystko do czego doszedł, wywalczył pracą.
Robert jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że przekracza kolejne granice, bije rekordy, ale również, bo jak chyba jedyny z piłkarzy ze światowego topu, wciąż się szkoli, poprawia, udoskonala. Pokażcie mi futbolistę, który mając już wyrobioną markę, będąc przed trzydziestką, zostaje po treningach i uczy się strzelać rzuty wolne i karne?
Mecz Bayernu z Borussią
Większości wielkich, zwyczajnie by się nie chciało… Mecz Bayernu z Borussią oglądałem w towarzystwie sąsiada, który po trzecim golu, wygłosił tezę, że Lewemu… pomogła kontuzja, jakiej nabawił się w meczu z Andorą. - Bo mógł sobie chłopak wreszcie odpocząć - zdiagnozował szybki powrót do super formy Polaka, mój kumpel Marcin. W części przyznaje mu rację.
Myślę, że ten uraz podrażnił „Lewego”. Sprawił, że Robert zacisnął zęby i zawziął się, żeby pokazać, iż chociaż stracił dwa mecze w Bundeslidze, to i tak rekord Muellera pośle do lamusa. Bo dla Kosmity nie ma rzeczy niemożliwych.
Piotr Dobrowolski
Inne tematy w dziale Sport