Premier Czech Andreja Babisza oświadczył w poniedziałek, że wybuch w składzie amunicji w 2014 r., w którym mieli uczestniczyć rosyjscy agenci, nie był aktem terroryzmu państwowego.
Ocenił zarazem, że ich działania są nieakceptowalne.
Wbrew zapowiedziom rząd nie odtajnił raportu służb w sprawie eksplozji.
Babisz podkreślił, że dążył do opublikowania całego raportu służby bezpieczeństwa BIS, w którym opisano udział rosyjskich agentów w wybuchu we Vrbieticach. Ostatecznie okazało się, że nie może być odtajniony - powiedział premier.
Według Babisza celem ataku była amunicja znajdująca się w składach; tym samym nie była to konfrontacja z Czechami.
– Agenci zaatakowali towary bułgarskiego handlarza amunicją i bronią, który prawdopodobnie sprzedał je stronom walczącym z Rosją – powiedział premier.
Taką wersję wydarzeń i kierunków w trwającym śledztwie przedstawili po posiedzeniu rządu prokurator generalny Pavel Zeman oraz szef policyjnego Narodowego Centrum przeciwko Przestępczości Zorganizowanej Jirzi Mazanek. Ich zdaniem do wybuchu doszło przedwcześnie.
Potwierdzili, że poszukiwane osoby, które używały dokumentów Rosji, Mołdawii i Tadżykistanu są tymi samymi, które zidentyfikowano jako sprawców zamachu na podwójnego agenta Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii w 2018 r.
Operacja Rosjan - jak podkreślił Babisz - jest nie do przyjęcia. – Niedopuszczalne jest, aby agenci GRU przeprowadzili u nas (swoją) operację. Operację zepsuli. Gdyby zrobili to dobrze, to nie skończyłoby się tak, jak się skończyło – powiedział premier.
W związku z uzasadnionym podejrzeniem służb o udziale rosyjskich agentów w wybuchu w składzie amunicji Czechy nakazały wyjazd 18 pracownikom ambasady Federacji Rosji. Zostali zidentyfikowani jako funkcjonariusze GRU i SWR. W ramach retorsji Rosjanie kazali wyjechać 20 pracownikom z czeskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie.
KW
Inne tematy w dziale Polityka