W tym roku miało już nie być zmiany czasu, ale propozycja nowej dyrektywy UE została zablokowana. Dlatego musimy przestawić zegarki.
Komisja Europejska przygotowała dyrektywę, która miała znieść zmiany. Nowe prawo musi być przyjęte przez PE, tutaj nie było żadnego problemu, ale także przez unijną Radę, czyli ministrów państw członkowskich. To drugie nigdy nie nastąpiło. Dyrektywa na zawsze utknęła w Radzie z podstawowego powodu: właśnie zakładanej dobrowolności przy wyborze czasu letniego lub zimowego. Bruksela nie chciała ingerować, uznała, że różne są uwarunkowania geograficzne, ale też kulturowe i państwa same muszą zdecydować, czy chcą dłuższych letnich wieczorów. Tutaj pojawił się problem, bo państwa z kolei uznały, że jakaś koordynacja jest jednak potrzebna. I jeśli są zwolennicy odmiennych stref czasowych, to dobrze byłoby podzielić UE na dwie strefy czasowe, które nie przeplatałyby się, tylko leżały obok siebie.
Polska deklarowała, że chciałaby przyjąć u siebie czas letni, podobnie większość państw UE. Ale np. Finlandia czy Dania zastanawiały się nad zastosowaniem u siebie czasu zimowego, Belgia wahała się, czekając na decyzję swoich sąsiadów – Francji, Luksemburga. Przy okazji Hiszpania rozważała zmianę strefy czasowej ze środkowoeuropejskiej na zachodnioeuropejską, czyli taką samą jak Portugalia, Irlandia i – będąca już poza UE – Wielka Brytania, co z geograficznego punktu widzenia miałoby duży sens.
Zmiana czasu na letni odbędzie się z 27 na 28 marca. O godz. 2 w nocy przestawimy zegarki o godzinę do przodu – na godz. 3. To oznacza, że będziemy spać o godzinę krócej, ale za to wieczorem będzie dłużej jasno.
KJ
Inne tematy w dziale Rozmaitości