Antoni Macierewicz działa chaotycznie, bez spójnego planu, a jego decyzje wstrzymują poznanie prawdy o katastrofie smoleńskiej - to tezy Glenna Jorgensena, byłego eksperta podkomisji smoleńskiej.
Glenn Jorgensen był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci, skupionych wokół grupy wyjaśniającej przyczyny katastrofy samolotu z 10 kwietnia 2010 roku. Duński inżynier odkąd zaangażował się w prace podkomisji przekonuje, że doszło do zamachu w wyniku którego zginęło 96 osób na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Teraz na łamach tygodnika "Sieci" w artykule "Badanie tragedii smoleńskiej – co się dzieje?" uderzył w wiarygodność Antoniego Macierewicza, m.in. skrytykował zwłokę w publikacji raportu smoleńskiego. Bez tego dokumentu niemożliwa jest poprawa stanu bezpieczeństwa Polski - uważa Jorgensen.- Wielu z państwa szczerze zainteresowanych prawdą o tragedii smoleńskiej prawdopodobnie już się domyśliło, że w badaniu pod kierownictwem Antoniego Macierewicza dzieje się coś złego - zwrócił się były członek podkomisji do prawicowych czytelników.
- (...) mamy do czynienia nie tylko z poważnym opóźnieniem lub wstrzymaniem prac, lecz także nieodwracalnymi szkodami powstałymi w wyniku decyzji podejmowanych przez przewodniczącego - grzmi Jorgensen, zaznaczając, że wielu ufało w nadejście "złotych czasów" wraz z objęciem funkcji szefa MON przez Macierewicza.
- Obecny przewodniczący Antoni Macierewicz prezentuje żarliwy patriotyzm i przez wielu jest postrzegany jako bojownik o prawdę smoleńską. (...) Jednak kierowanie badaniami wypadku lotniczego wymaga określonych zdolności i kompetencji. Przewodniczący nie wykazał rzeczywistego, efektywnego wysiłku organizacyjnego, aby zidentyfikować wszystkie bezpośrednie i podstawowe przyczyny systemowe oraz czynniki przyczyniające się do katastrofy - podkreślił Jorgensen.
Według Duńczyka, Macierewicz "w sposób zupełnie przypadkowy" nadzoruje "najważniejsze badanie we współczesnej historii Polski", jest konfliktowy i wprowadza opinię publiczną w błąd. - Przewodniczący nigdy nie zaplanował ani przedmiotu prac, ani środków, ani zasobów ludzkich w celu przesłuchania świadków, a kiedy przesłuchania te zostały podjęte z inicjatywy własnej członków podkomisji, nakazał zaprzestanie wszelkich przesłuchań świadków w fazie, kiedy zaczęli być przesłuchiwani wyżsi rangą pracownicy wojska - wytknął Jorgensen.
- Na bolesną prawdę nigdy nie jest dobry czas: wybory, kolejne niepokoje społeczne, troska, by nie osłabiać rządzących, dla których trudno dostrzec lepszą alternatywę w Polsce – wszystko to nie sprzyja ujawnianiu kłopotów. Jednak jest coraz mniej czasu, a problem narasta. Wsparcie organów państwa w badaniu i śledztwie, a może przede wszystkim w działaniach naprawczych, które muszą być podjęte po opublikowaniu raportu, jest skutecznie stopowane przez przewlekanie i blokowanie prac - napisał ekspert w tygodniku "Sieci".
W jego opinii, najlepszym kandydatem po dymisji Macierewicza byłby inny ekspert zaangażowany w prace komisji - prof. Wiesław Binienda. Od lat były szef MON zapowiada publikację całościowego raportu ws. katastrofy smoleńskiej, który obali wersję Rosjan (MAK) oraz komisji Millera i Laska. Macierewicz jest przekonany, że 10 kwietnia w okolicach lotniska Siewiernyj nie doszło do zwyczajnego wypadku lotniczego.
- Dziękuję Radiu Maryja, Telewizji Trwam, Rodzinie Radia Maryja, tym wszystkim, którzy podtrzymywali nas przy pracy nad prawdą o dramacie smoleńskim. Będzie ona niedługo opublikowana w wersji filmowej i papierowej. Gdy skończy się wreszcie pandemia koronawirusa, komisja będzie mogła się spotkać, a raport zostanie opublikowany. Mam nadzieję, że przetnie on wszystkie działania antypolskie, z jakimi mamy do czynienia - zapowiadał kilka tygodni temu poseł PiS w Radiu Maryja.
Glenn Jorgensen to prywatnie mąż dziennikarki Ewy Stankiewicz. Publicystka popadła w konflikt z podkomisją smoleńską - sugerowała, że to z powodu zastrzeżeń gremium Macierewicza nie doszło do emisji filmu dokumentalnego "Stan zagrożenia" w TVP. Premiera została odsunięta w czasie. Instytucja pod przewodnictwem Macierewicza zaprzeczyła stawianym zarzutom przez Stankiewicz.
"Podkomisja (ani jej Przewodniczący) nigdy nie występowali przeciwko emisji tego filmu w TVP czy w jakimkolwiek innym medium", a jedynie apelowano do producenta o to, by nie publikował "materiałów, będących jej własnością, których ujawnienia prawo lotnicze zakazuje, bez wiedzy sądu lub przewodniczącego" - oświadczyła podkomisja smoleńska.
GW
Inne tematy w dziale Polityka