Aleksiej Nawalny spędzi w kolonii karnej co najmniej 2 lata. Moskiewski sąd odrzucił apelację od wyroku sądu niższej instancji. W drugiej rozprawie rosyjski opozycjonista został skazany na grzywnę za zniesławienie w internecie kombatanta II wojny światowej.
Na pierwszej sobotniej rozprawie sąd rozpatrywał odwołanie od decyzji sądu niższej instancji, który 2 lutego nakazał "odwieszenie" wyroku w zawieszeniu, wydanego wobec Nawalnego w 2014 roku. Po krótkiej rozprawie sędzia Dmitrij Bałaszow uznał decyzję sądu niższej instancji od odstąpieniu od probacji za zgodną z prawem. Zmniejszył jednak długość wyroku o półtora miesiąca - czas, który Nawalny spędził na przełomie 2014 i 2015 roku w areszcie domowym. "Opuścili o półtora miesiąca, nieźle!" - skwitował wyrok Nawalny.
Sąd odrzucił wniosek adwokatów Nawalnego o uwolnieniu go na żądanie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Zobacz także: Reakcje polityków po zatrzymaniu Nawalnego. Apel prezydenta Dudy i Morawieckiego
Po wyroku adwokaci wyjaśnili, że czas odbywania kary wyniesie dwa lata, sześć miesięcy i dwa tygodnie. Tym samym, okres wykonywania kary upłynie na przełomie lipca i sierpnia 2023 roku. Obrońcy zamierzają przy tym odwoływać się do sądu kasacyjnego.
Przed ogłoszeniem wyroku Nawalny wystąpił z ostatnim słowem. Wyjaśnił, że jest człowiekiem wierzącym, choć kiedyś był "wojującym ateistą" i stara się postępować zgodnie z Biblią, co pomaga mu w działalności politycznej. Nawiązał do ewangelicznych błogosławieństw i mówił o tych, którzy łakną prawdy. - Chociaż nasz kraj jest zbudowany na niesprawiedliwości i stykaliśmy się z nią, to widzimy, że jednocześnie miliony ludzi chcą prawdy - zauważył. Zapewnił, że "prędzej czy później" osiągną ten cel.
Prócz Biblii opozycjonista cytował także fragmenty "Harry'ego Pottera" i filmu animowanego "Rick i Morty", przekonując, że władzom zależy na zastraszeniu jej oponentów i przekonaniu ich, że są osamotnieni.
Wzywał, by "nie bać się tych ludzi", którzy chcą prawdy. Wielu Rosjan obawia się, że dojdzie do rewolucji, jednak - apelował - "tak dobrze byłoby żyć bez ciągłego kłamstwa". Przekonywał, że "byłoby wspaniale" być sędzią, któremu nikt nie może zlecać wyroków i prokuratorem, który działa w rzetelnym systemie sprawiedliwości.
- Każdy biznes w Rosji ma wartość dwukrotnie niższą dlatego, że w kraju nie ma systemu sprawiedliwości, a jest niesprawiedliwość, bałagan, nędza. Byłoby lepiej, gdyby ci ludzie, którzy chcą prawdy, osiągnęli swój cel - przekonywał Nawalny. - Chcę, żeby Rosja była bogata - to jest zgodne z jej bogactwami narodowymi. Chcę, żeby te bogactwa były sprawiedliwiej dzielone. (...). Chcę, żebyśmy za jedną pracę dostawali taką pensję, jak w krajach europejskich - mówił opozycjonista.
Ocenił, że w Rosji "jest wszystko", ale jednocześnie jest ona krajem "nieszczęśliwym", który nie może wydostać się z kręgu cierpień. Nawiązał do hasła "Rosja będzie wolna!" używanego przez opozycję antykremlowską. - Rosja powinna być nie tylko wolna, ale i szczęśliwa. Rosja będzie szczęśliwa - zakończył Nawalny.
Na sobotniej rozprawie prokurator Jekatierina Frołowa powtórzyła argumenty, że Nawalny siedmiokrotnie nie dopełnił obowiązku meldowania się służbom więziennym w trakcie odbywania wyroku w zawierzeniu. Przekonywała, że dotyczyło to jeszcze okresu przed próbą jego otrucia w sierpniu 2020 roku, po której musiał leczyć się w Niemczech.
Wyroku w drugiej rozprawie Nawalny wysłuchał w kajdankach. Sąd w Moskwie uznał go za winnego zniesławienia kombatanta II wojny światowej Ignata Artiemienki i zapłacenie grzywny w wysokości 850 tys. rubli (ponad 11,4 tys. USD). Nakazał też sprawdzenie, czy Nawalny nie dopuścił się obrazy sądu.
Materiały w sprawie możliwego znieważenia sądu i prokuratora skierowane będą do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
Wydając wyrok, sąd zmniejszył nieco wysokość grzywny, której żądało oskarżenie (950 tys. rubli, czyli ponad 12,9 tys. USD). Niemniej, uznał, że Nawalny dopuścił się wypowiedzi "obraźliwych i zniesławiających" i że międzynarodowe normy dotyczące praw człowieka, do których odwoływali się obrońcy, nie dają prawa do głoszenia takich wypowiedzi.
Nawalny nie przyznał się do winy. Podczas rozpraw przekonywał, że osoby stojące za jego procesem posłużyły się sędziwym kombatantem. Mówił też, że motywem postępowania jest chęć przedstawienia go w negatywnym świetle w mediach i do tego celu potrzebna jest taka osoba, jak uczestnik II wojny światowej.
W ostatnim słowie opozycjonista oświadczył też, że "jeden dzień jego procesu kosztuje więcej niż kombatant Artiemienko otrzymał od państwa, które śmie mówić, że troszczy się o weteranów".
Powodem wszczęcia sprawy karnej wobec opozycjonisty był jego komentarz w mediach społecznościowych, opublikowany w czerwcu zeszłego roku. Nawalny skomentował spot telewizyjny zachęcający do poparcia nowelizacji konstytucji Rosji, w którym wystąpił m.in. ponad 90-letni Artiemienko. Nawalny nazwał uczestników spotu "sprzedajnymi lokajami", "hańbą kraju" i "zdrajcami". Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej uznał komentarz za "świadomie kłamliwe twierdzenia" zniesławiające weterana.
Nawalny kwestionował zarzuty o zniesławienie, wskazując, że jego komentarze były wyrażeniem jego poglądów, a nie rozpowszechnianiem na temat kombatanta jakichkolwiek faktów, tak jak przewiduje to prawna definicja zniesławienia.
Adwokaci zapowiedzieli odwołanie się od wyroku. Jak poinformowała po wyroku prokurator Jekatierina Frołowa, grzywna zostanie przekazana do skarbu państwa, a nie wypłacona kombatantowi.
Nawalny został w 2014 roku skazany na 3,5 roku więzienia w zawieszeniu za domniemaną malwersację funduszy francuskiej firmy kosmetycznej Yves Rocher. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał w 2017 roku, że proces ten był niesprawiedliwy i nakazał wypłacenie odszkodowania Nawalnemu oraz jego bratu Olegowi.
ja
Inne tematy w dziale Polityka