PiS odcięło się od dr Tomasza Greniucha, który był działaczem ONR i wykonywał faszystowskie gesty podczas manifestacji. Historyk mówi o błędach młodości, ale nie przekonuje polityków partii rządzącej.
Greniuch 9 lutego objął stanowisko p.o. dyrektora oddziału Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu. Decyzja ta wzbudziła ogromne zaskoczenie opinii publicznej - media natychmiast wytknęły badaczowi, że należał do Obozu Narodowo-Radykalnego, a także wykonywał gest nazistowskiego pozdrowienia.
Na dowód "Gazeta Wyborcza" przypomniała zdjęcia z demonstracji. Przeciwko decyzji IPN zaprotestowali m.in. historycy z Uniwersytetu Wrocławskiego, posłowie KO i ambasada Izraela. O podjęcie decyzji ws. dymisji dla dobra wizerunku Polski i instytutu apelował prof. Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium IPN.
Greniuch jest znawcą historii Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Szybko awansował na stanowisko p.o. dyrektora wrocławskiej delegatury - trzy lata temu obronił doktorat zatytułowany "Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kpt. Henryka Flamego »Bartka«" na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
- Nigdy nie byłem nazistą, za nieodpowiedzialny gest sprzed kilkunastu laty jeszcze raz przepraszam i uważam to za błąd. Symbole i gesty, które wznosiłem to była młodzieńcza brawura, często głucha na zdrowy rozsądek i konsekwencje. Nigdy jednak nie miały one podłoża gloryfikowania totalitaryzmów - czytamy w oświadczeniu Greniucha opublikowanym przez IPN.
- Z tą tragi-komiczną i złą dla Polski sprawą nie mam nic wspólnego i ubolewam na tym, co się stało. Zrobiłem co w mojej mocy. Ale przegrałem - ubolewał Cenckiewicz.
Według dziennikarza Wojciecha Muchy, dotknięci powołaniem byłego aktywisty ONR na ważne stanowisko w strukturach IPN są historycy pracujący dla tej instytucji.
- Przecież to największy kryzys w dziejach IPN. Jesteśmy Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, takie zdjęcia podminowują dekady pracy Instytutu. I dużo mocniej mówią. Jest źle - skomentował.
Politycy PiS nie mają wątpliwości, że przeszłość historyka stanowi poważny problem w dalszej karierze. - W IPN nie powinno być miejsca dla ludzi, którzy hajlowali. To oczywiste. Im szybciej ta sprawa zostanie zamknięta dymisją, tym lepiej dla Polski - ocenił wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
- Ja, osobiście jako ja, uważam, że pewnie byłoby mniej kontrowersyjnie, nie byłoby takich artykułów za granicą, gdyby tę funkcję powierzono komuś innemu - wyjaśniał w TVN24 wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. W przeciwieństwie jednak do Sasina, poseł uważa, że partia rządząca nie ma wpływu na politykę kadrową kierownictwa IPN.
- Władze IPN-u, zwierzchnicy pana Greniucha, chwalą jego pracę, mówią, że jest dobrym historykiem. To jest decyzja pana prezesa Szarka, co dalej z tą sprawą - argumentował Fogiel.
Dwugłos w PiS wokół historyka jest widoczny. Wicemarszałek Ryszard Terlecki bronił Greniucha przed oskarżeniami o faszyzującą przeszłość w strukturach ONR. - Rzeczywiście, ze 20 lat temu ten młody człowiek był w ONR, popełniał takie mało sympatyczne incydenty. Ale jakoś nie słyszę, żebyście państwo dopytywali o osoby, które pełnią ważne funkcje, a były przez lata w komunistycznej partii służącej sowietom - mówił w TVN24.
Zdaniem Terleckiego, gdy Greniuch pracował w oddziale IPN w Opolu, wówczas nikt nie podnosił zarzutów. - Jest dobrym historykiem, okazał się bardzo dobrym organizatorem. Nie widzę żadnych przeszkód, żeby pełnił tę funkcję - stwierdził.
GW
Inne tematy w dziale Polityka