"Stan zagrożenia" - nowy dokument o kulisach śledztwa wokół katastrofy smoleńskiej - został w środę zdjęty z anteny TVP na kilka godzin przed emisją. Telewizja Publiczna tłumaczyła, że powodem są wątpliwości natury prawnej. Ewa Stankiewicz zasugerowała wpływ politycznych nacisków na kierownictwo TVP.
- Przegrała wolność słowa, zwyciężyły naciski polityczne i brak woli. Otrzymałam lawinę wiadomości z wyrażeniem rozgoryczenia, oburzenia i dojmującego smutku z powodu działań TVP. Bardzo mi przykro, że zostaliście Państwo na to narażeni - tak decyzję kierownictwa Telewizji Polskiej skomentowała dokumentalistka, której reportaż nie został puszczony na antenie.
Zgodnie z zapowiedziami, premiera "Stanu zagrożenia" miała odbyć się w środę o godz. 21. Jak informowaliśmy wczoraj, TVP zdecydowała się zdjąć film z ramówki i zaproponowała 10 kwietnia 2021 roku jako potencjalną datę emisji dokumentu o katastrofie smoleńskiej. Wszystko wskazuje na to, że decyzja zarządu przy ul. Woronicza doprowadziła do konfliktu.
- Decyzję musiano podjąć bardzo nagle, o czym świadczy pozostawienie filmu w ramówce do późnych godzin popołudniowych. Oświadczenie wydano godzinę po czasie planowej emisji filmu. Film jest gotowy od 9 miesięcy, przeszedł analizy prawne, jest obwarowany umowami, został wstawiony w ramówkę i promowany zwiastunem TVP od tygodnia. Na krótko przed emisją zaczęto nagle szukać pretekstu do jej wstrzymania. Najpierw miały to być błędy językowe, a następnie prawne. Wyciągnięto korespondencję sprzed 8 miesięcy – z maja ubiegłego roku – próbę interwencji jednego z polityków, który usiłował zablokować – już wtedy - emisję filmu. Żadne nowe zarzuty się nie pojawiły - czytamy w ostrym oświadczeniu Ewy Stankiewicz.
Autorka przekazała, że batalia z TVP o emisję filmu trwa od miesięcy. Początkowo ustalono, że widzowie mediów publicznych zobaczą produkcję już 10 kwietnia 2020 roku. - Nie mam nadziei, że film zostanie wyemitowany w ogóle. Nie godzę się na żadną cenzurę treści filmu. A zarzuty skierowane w opisanych okolicznościach wyglądają na pretekst i otwierają furtkę do dalszej blokady - ostrzega dziennikarka.
Stankiewicz zarzuciła TVP brak profesjonalizmu i niechęć do promowania odważnego dziennikarstwa śledczego. Smoleńsk można tylko wspominać lub ośmieszać - skwitowała.
- Telewizja Polska pisze w oświadczeniu, że wspiera działania zmierzające do wyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej. Moim zdaniem to wygląda inaczej. Niewielu zdeterminowanych twórców związanych z Telewizją, stara się wciąż coś zrobić coś na własną rękę. Co do zasady jednak w Telewizji można jedynie „upamiętniać”, rzewnie wspominać i „oddawać cześć”. Wszelkie analityczne i poważne prace śledcze mają „pod górkę”, de facto nie są obecne na antenie - oceniła.
- Przegrała wolność słowa, zwyciężyły naciski polityczne. Nie zobaczycie Państwo filmu "Stan zagrożenia". Tak jak od 5 lat nie widzicie Raportu Podkomisji, podstawowego narzędzia do naprawy bezpieczeństwa Państwa, ani zarzutów prokuratury. Tutaj sojusze są zdumiewające - podsumowała Stankiewicz.
Dokumentalistka jest współautorką kilku produkcji dokumentalnych. Duży rozgłos przyniósł jej film "Trzech Kumpli" o współpracy z SB Lesława Maleszki i śmierci Stanisława Pyjasa, zrealizowany z Anną Ferens. Po katastrofie smoleńskiej wraz z Janem Pospieszalskim przygotowała reportaż "Solidarni 2010" i kontynuację pt. "Krzyż", a także "Listę Pasażerów". Mężem Stankiewicz jest Glenn Jørgensen - pilot, naukowiec i były ekspert komisji pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.
GW
Inne tematy w dziale Polityka