W stołecznej radzie dzielnicy Ursynów pojawił się pomysł, aby stworzyć "okno życia dla zwierząt", gdzie właściciele mogliby zostawiać niechciane zwierzęta. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestuje dyrektor warszawskiego schroniska. "Okna życia" działają natomiast w Krakowie i wielu innych miastach.
Punkty anonimowego oddawania zwierząt przypominają drobną, ocieploną i wyłożoną poduchami budę, w której środku znajduje się miska z wodą i odrobina karmy. Pracownicy instytucji nadzorujące ich funkcjonowanie odbierają zwierzęta po tym, jak właściciel zamknie drzwiczki i odjedzie. W niektórych przypadkach zwierzęta są przekazywane bezpośrednio do rąk inspektorów, a właściciele lub osoby przynoszące zwierzę są proszeni o wypełnienie ankiety.
Warszawska radna chce stworzyć na Ursynowie okno życia, by zminimalizować liczbę zwierząt porzucanych byle gdzie: w lasach, na śmietnikach czy gdzieś na wsiach.
"Chodzi o to, aby nie stygmatyzować właścicieli, ale jeśli już ktoś podjął decyzję o oddaniu zwierzęcia, by odbyło się to możliwie bezboleśnie dla tego zwierzaka, bez traumy, jaką jest porzucenie go bez opieki, co powoduje ogromny stres oraz naraża zwierzę na brak dostępu do żywności czy wody pitnej" – pisze w interpelacji radna Nowoczesnej Olga Górna.
Propozycja radnej z Ursynowa zakłada, że okno życia ściśle współpracowałoby z warszawskim schroniskiem, co pozwoliłoby uniknąć części problemów z lokowaniem zwierząt w placówkach, ale Henryk Strzelczyk, dyrektor stołecznego schroniska dla zwierząt Na Paluchu uważa, że taka inicjatywa jest "nie na miejscu".
- Zwierzęta to żywe istoty, mają uczucia, przywiązują się do ludzi i zdejmowanie odpowiedzialności za ich dalsze losy poprzez wyzbycie się dla mnie, jako miłośnika zwierząt, jest nie do zaakceptowania. Okno życia to nic innego jak forma porzucenia – uważa Strzelczyk.
Jako kontrargument podaje również fakt, że podobna inicjatywa już była kiedyś w stolicy, w 2012 roku na Woli, realizowana przez Straż dla zwierząt. Tamto okno zostało otworzone z myślą o osobach, które są w trudnej sytuacji: trafiają do szpitala, są chore bądź nie są już w stanie opiekować się zwierzętami. Okno z miejscem dla 27 psów i 16 kotów działało zaledwie kilka dni. Momentalnie trafiło do niego tak dużo zwierząt, że się zwyczajnie "zapchało".
- W ciągu jednej doby podrzucono nam 60 zwierząt. To była prawdziwa lawina, nawet z Rzeszowa jeden człowiek przywiózł dwa psy. Prawdziwy dramat. Po miesiącu zamknięcie okienka nakazał Powiatowy Lekarz Weterynarii. Anonimowo porzucane zwierzęta muszą przejść 14-dniową kwarantannę, zanim trafią w nowe miejsce. My nie mieliśmy takich warunków w środku miasta - mówi Mateusz Janda ze “Straży dla Zwierząt”.
Podobne doświadczenia ma Katarzyna Chruściel, założycielka Okna życia dla psów w Miłocicach koło Jelcza-Laskowic. Nie spodziewała się, że w kilka dni po opublikowaniu informacji na Facebooku zostanie dosłownie "zalana" falą niechcianych czworonogów.
- Polacy nie mają serca. Potrafią przejechać pół Polski, żeby pozbyć się problemu, bo zwierzę nie jest dla nich przyjacielem czy kompanem – tylko problemem. Znaleźli więc sobie tanie schronisko, zostawiają psa bez żadnych konsekwencji i jadą na wakacje – powiedziała.
Katarzyna Chruściel ze swoim podopiecznym, fot. Facebook/profil Katarzyny Chruściel.
- Inicjatywa była taka, żeby zamiast przywiązywać psa w lesie, zostawiania go na poboczu czy skazywania na śmierć – przywieźć go do mnie, żeby u mnie mógł znaleźć drugie życie. Nie stworzyłam tego dla cwanych ludzi, żeby mogli w łatwy sposób pozbyć się swojego czworonoga. Jestem zasypywana więc wiadomościami typu: "wyjeżdżam za granicę, mam 8-miesięcznego psa. Czy mogę go do pani przywieźć?" - mówiła rozżalona.
Jej okno życia to całkowicie prywatna inicjatywa. Wolontariuszka szuka dla psów z okna życia nowych domów. Zbiera też pieniądze za pośrednictwem platform charytatywnych, bo nie jest w stanie utrzymać całej gromady czworonogów, które podrzucają jej ludzie.
W Krakowie działa kilka punktów, w których można pozostawić niechcianego psa lub kota. Pierwsze "okienko życia" dla zwierząt powstało w mieście 10 lat temu w siedzibie Krakowskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt przy ul. Floriańskiej.
"Każdy kto z jakichś powodów postanowi oddać psa lub kota, może przyprowadzić go do „okienka życia" całkowicie anonimowo, zadzwonić na telefon lub domofon, a następnie oddać zwierzę pracownikowi. Oddający zwierzę zostanie poproszony o dobrowolne wypełnienie anonimowego formularza wraz z krótką informacją o zwierzęciu, które ułatwią dalszą opiekę oraz adopcję. Zwierzę następnie przekazane będzie Krakowskiemu Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt przy ul. Rybnej" - informuje miasto.
Inspektorzy mówią, że zdarza się, że ludzie zostawiają zwierzaki na schodach. Czasem zmarznięte, głodne i chore . Mimo, że okno było dedykowane głównie psom i kotom, to trafiły tam już świnki morskie, króliki, ptaki, szczury, szynszyle, chomiki. Najczęściej do okien oddawane są "staruszki", czyli zwierzęta, których właściciele zmarli, a rodzina nie chce się nimi zająć, albo całe mioty szczeniaków w kartonie. Zdarza się też, że osoby, które do "okna życia" przyprowadzają adoptowane "staruszki" proszą o wymienienie ich na szczeniaki.
- Przeraża łatwość, z jaką ludzie potrafią oddać wieloletniego przyjaciela - jak buty, które się zużyły - mówi jedna z wolontariuszek.
Okno życia na ul. Floriańskiej w Krakowie działa już 10 lat. Fot. KTOZ.
Zdaniem ekologów “Okna życia dla zwierząt” niweczą działania edukacyjne wielu organizacji. Zamiast stać się wyjściem awaryjnym mogą zachęcać do szybkiego pozbycia się “kłopotu” bez wyrzutów sumienia i konfrontacji z pracownikami schroniska.
- To bardzo ryzykowne działanie, ułatwiające bezkarne porzucanie zwierząt i pozbywanie się za nie odpowiedzialności. To sprawia, że osoby, którym po prostu nie chce się opiekować psem lub kotem, czują, że mają na to przyzwolenie - ocenia Katarzyna Rostalska z fundacji “Viva! Interwencje”.
Podobnie uważa dyrektor stołecznego schroniska dla zwierząt Na Paluchu Henryk Strzelczyk. Jego zdaniem to właśnie schronisko powinno przejmować opiekę nad zwierzęciem w sytuacji, kiedy właściciel z przyczyn ważnych nie może zająć się swoim pupilem.
"Okna życia" cieszą się dużą popularnością właśnie dlatego, że to najmniej problemowy sposób na pozbycie się zwierzaka. W większości schronisk, podczas zbywania się zwierzęcia, należy uzupełnić orzeczenie oraz podać swoje dane. Taka osoba zostaje wpisana na "czarną listę" i już nigdy nie będzie mogła adoptować psa czy kota. W przypadku okien życia ankieta, jeśli ktoś w ogóle ją wypełni, jest anonimowa i sprowadza się do podania informacji o zwierzęciu.
KTOZ apeluje, że pozostawienie zwierzęcia przed krakowskim "oknem życia" bez jego zgłoszenia, jak np. poprzez podrzucenie go przed siedzibę fundacji, jest skrajnie nieodpowiedzialne nie tylko ze względu na najbliższe chwile życia zostawionego zwierzęcia. Pracownicy KTOZ bez podstawowej wiedzy o zwierzęciu mają znacznie utrudnione zadanie, by znaleźć mu nowy dom.
ja
Inne tematy w dziale Rozmaitości