Był synem Polki i rosyjskiego pułkownika, poliglotą, sportowcem i... agentem brytyjskiego wywiadu. Rozstrzelany przez Niemców w 1943 r.
"Niech żyje Grecja, niech żyje Polska” – miał krzyknąć przed niemieckim plutonem egzekucyjnym w styczniu 1943 r. Jerzy Iwanow-Szajnowicz w grudniu tego roku obchodziłby 109. urodziny. Zmarł w wieku 32 lat w czasie II wojny światowej z rąk niemieckiego okupanta.
Urodził się 14 grudnia 1911 r. w Warszawie. Gdy był dzieckiem, jego matka - Leonarda Szajnowicz - wyszła ponownie za mąż. Rozpadło się jej małżeństwo z rosyjskim pułkownikiem Władimirem Iwanowem - biologicznym ojcem Jurka. Jej drugim mężem został Grek Joannis Lambrianidis, z którym wyjechała na stałe do Salonik. Jerzy dołączył do nich w 1925 r. Matka wychowywała go w duchu patriotycznym, uczyła polskiej historii i tradycji.
Jerzy grał w piłkę nożną. Zapisał się do miejscowego KS Iraklis Saloniki. Był świetnym pływakiem, trenował piłkę wodną, startował w zawodach sportowych, należał do drużyny AZS Warszawa i występował w reprezentacji Polski w water-polo.
W 1933 r. wyjechał na studia do belgijskiego Leuven. Po sześciu latach uzyskał dyplom tamtejszego Uniwersytetu Katolickiego. Zdał również egzamin na inżyniera agronomii w Paryżu. Biegle posługiwał się angielskim, francuskim, niemieckim i greckim.
W 1939 r. wrócił do Salonik. Tam nadeszła II wojna światowa. Jerzy nie mógł się pogodzić z tym, że spora część greckiego społeczeństwa sprzyjała Adolfowi Hitlerowi i niemieckim najeźdźcom. Zabronił słuchania w domu niemieckiego radia. Nie wyobrażał sobie porażki polskiego wojska w starciu z okupantem.
W 1940 r. zapisał się do polskiej misji wojskowej w Salonikach, chciał wstąpić do wojska, pomagał polskim uchodźcom, którzy trafili do Grecji z rumuńskich i węgierskich obozów. Żołnierzy przerzucano do Francji, gdzie odbudowywano armię. W 1940 r. Ekspozytura A Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza w Atenach zwerbowała go do polskiego wywiadu.
Gdy Grecję najechały faszystowskie Włochy, a później Niemcy, Jerzy uciekł do Palestyny, znajdującej się pod zarządem Wielkiej Brytanii i tam spełnił swoje marzenie - zaciągnął się do Polskich Sił Zbrojnych. Jego służba trwała zaledwie 1,5 miesiąca. Brytyjczycy wysłali go bowiem z powrotem do Salonik z odpowiedzialnym zadaniem tworzenia ruchu oporu przeciwko Niemcom. Imponowała im wiedza oraz umiejętności lingwistyczne Polaka.
W październiku 1941 r. na okręcie podwodnym "Thunderbolt" Jerzego przerzucono, formalnie agenta nr 033B brytyjskich służb, do Attyki z fałszywym paszportem na greckie imię i nazwisko. W czasie służby wykorzystywał swój pływacki talent - podpinał miny pod u-booty, wysadzał motorówki, siedzibę NSDAP w Atenach, uszkadzał niemieckie samochody i pociągi. Zdobywał i przekazywał cenne meldunki o ruchach wojsk wroga.
Wpadł w sidła gestapo w grudniu 1941 r. przez nieuwagę i zdradę - w rozmowie z kolegą z ławki szkolnej wyjawił cenną informację o adresie zamieszkania w Grecji. Dwa razy udało mu się zbiec po zatrzymaniach. Ukrywał się skutecznie do września 1942 r., mimo wydanego za nim listu gończego.
Brytyjskiego agenta rozpoznał ponownie znajomy. Wykryto ateńską kryjówkę jego i współpracowników z greckiego ruchu oporu. Jerzego oskarżono o posiadanie broni, korzystanie ze stacji nadawczej, próbę dokonania zabójstwa, szpiegostwo oraz sabotaż. W czasie śledztwa funkcjonariusze obchodzili się z nim brutalnie.
Przed niemieckim sądem Jerzy Iwanow-Szajnowicz wyznał, że jest Polakiem i pracuje dla brytyjskiego wywiadu. Okupant wydał wyrok: podwójna kara śmierci. W styczniu 1943 r. Polak podjął ostatnią próbę ucieczki z więzienia - zdjął kajdany i był bliski powodzenia. Niestety niemiecki strażnik do niego strzelił. Postawiono go przed plutonem egzekucyjnym. Przed śmiercią miał krzyknąć: "Niech żyje Grecja, niech żyje Polska”.
Jerzy Iwanow-Szajnowicz spoczywa na cmentarzu w Atenach. Grecy kultywują pamięć o bohaterze-agencie z czasów wojny: Polak jest patronem klubu sportowego Iraklis Saloniki i postawiono mu pomnik w Salonikach.
GW
Inne tematy w dziale Kultura