Nareszcie – chciałoby się rzecz. Sejm niemal jednomyślnie przegłosował rodzącą się w bólach ustawę o morskich farmach wiatrowych na Bałtyku.
Głosowało 450 posłów, przeciw był tylko jeden głos (konkretnie Janusz Korwin-Mikke, jak podaje green-news.pl) przy sześciu wstrzymujących się. Jeśli Senat nie zgłosi poprawek (jego obecne posiedzenie kończy się jutro, a ustawy offshore na razie nie ma w porządku obrad), dokument trafi do podpisu prezydenta. Jest więc jeszcze szansa na to, że zgodnie z założeniami, a mimo opóźnień prac legislacyjnych, prawo dla morskich farm wiatrowych na Bałtyku zacznie obowiązywać od stycznia 2021 r.
- Proces legislacyjny był przeprowadzony przy zapewnieniu pełnej transparentności, odbyły się dwukrotnie szerokie konsultacje społeczne oraz wielomiesięczne uzgodnienia międzyresortowe – przekonywał niedawno w rozmowie z nami wiceminister środowiska i klimatu Ireneusz Zyska, który w rządzie odpowiada za odnawialne źródła energii.
Dlaczego czas jest tu tak kluczowy? Otóż jak zawsze – chodzi o pieniądze, a konkretnie o system wsparcia. W pierwszej fazie będzie ono dotyczyło 5,9 GW mocy na morzu, ale złożenie wniosków w Urzędzie Regulacji Energetyki jest konieczne do końca marca, a projekty jeszcze muszą potem zostać zatwierdzone w Brukseli. Takie wejście do systemu jest możliwe do końca pierwszego półrocza zgodnie z unijną dyrektywą RED II, która zakłada, że później wsparcie OZE ma być oparte na konkurencyjnym systemie aukcyjnym (pierwsza aukcja wówczas odbędzie się w 2025 r.). Pierwsze wiatraki na polskiej części Morza Bałtyckiego mają się zacząć kręcić już w 2024 r. Czasu więc naprawdę jest niewiele.
Jak przypomina PAP w ustawie ma zostać zapisany specjalny podatek od morskich farm wiatrowych, ponieważ nie podlegają opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości. Podstawą opodatkowania będzie moc zainstalowana danej farmy, stawka opodatkowania będzie iloczynem tej mocy w megawatach i kwoty 23 tys. zł.
Ustawa oczywiście nie kończy procesu tworzenia prawa, które ma w końcu uruchomić wielomiliardowe procesy inwestycyjne na Bałtyku. Otwiera jednak drogę do poważnych rozmów nie tylko z samymi inwestorami w takie elektrownie, ale i ich kontrahentami. Jeśli bowiem Polska na przykład chciałaby mieć swój statek do posadawiania farm na morzu, to tak naprawdę stocznia Crist, która umie budować takie jednostki, powinna mieć w kieszeni stosowny kontrakt w I kw. 2021 r., bo zaprojektowanie i budowa tak wyspecjalizowanej jednostki potrwają około 3 lat. Pytanie też, ile firm krajowych będzie mogło się włączyć w ten proces. Ustawowe określenie local content, czyli lokalnego łańcucha dostaw, wypadło z ustawy na etapie prac legislacyjnych, ponieważ budziło obawy, że może zostać zakwestionowane przez Komisję Europejską.
Branżowe stowarzyszenie Wind Europe szacuje potencjał całego Bałtyku w kontekście morskich farm wiatrowych na 83 GW, a Komisja Europejska nawet na 93 GW (to dokładnie dwa razy tyle ile wynosi dziś łączna moc polskich instalacji energetycznych ze wszystkich źródeł). Co to oznacza? Że w perspektywie 2050 r., czyli roku, w którym UE chce osiągnąć neutralność klimatyczną, mogą wspólnie zbudować te kraje, które mają dostęp do Morza Bałtyckiego.
Karolina Baca-Pogorzelska
Inne tematy w dziale Gospodarka