Do największych rozruchów doszło w okolicach al. Jerozolimskich, ronda de Gaulle'a oraz przed Stadionem Narodowym. Policjanci zostali obrzuceni racami i kostką brukową, kilku z nich jest rannych. Organizatorzy Marszu Niepodległości twierdzą, że zamieszki były celowo wywoływane przez funkcjonariuszy.
XI Marsz Niepodległości odbył się w czasie pandemii koronawirusa - tuż po protestach kobiet, które były krytykowane przez rządzących i środowiska narodowe. Demonstracja ulicami Warszawy miała przebiegać w sposób zmotoryzowany, jednak część uczestników zdecydowała się na tradycyjny przemarsz. Nie zabrakło grupek chuliganów, które podpaliły jeden balkon w okolicach mostu Poniatowskiego. Pomysłodawcy chodziło prawdopodobnie o flagę "Strajku Kobiet", umieszczoną dwa piętra wyżej. Raca podpaliła mieszkanie przypadkowej osoby. Zamaskowani chuligani szturmowali też barierki przy sklepie "Empik".
Starcia z policją
Zwarte oddziały policji obstawiły Stadion Narodowy, gdzie leczą się chorzy na koronawirusa w tymczasowej placówce. Istniało zagrożenie blokowania przejazdu karetek pogotowia przez demonstrujących.
- W pobliżu Stadionu Narodowego, w którym działa szpital tymczasowy dla chorych na COVID-19, policjanci musieli działać zdecydowanie, aby udrażniać blokowane przez chuliganów drogi przejazdu dla karetek pogotowia i aut zaopatrzenia wiozących respiratory - powiadomiła stołeczna policja.
- W celu przywrócenia porządku publicznego, w ramach obowiązującego prawa prowadzone są działania pododdziałów zwartych policji. Kilku policjantów zostało rannych. Wykorzystywane są środki przymusu bezpośredniego w tym gaz pieprzowy i w indywidualnych przypadkach broń gładkolufowa - dodano w komunikacie.
Kolejne starcia demonstrujących grupek z policjantami miały miejsce przy stacji Warszawa Stadion. Tam poszły w ruch race, kamienie i butelki. Zadymiarze schronili się w peronach stacji, gdzie podążali za nimi sformowani w szyku funkcjonariusze.
Organizatorzy Marszu Niepodległości winą za zamieszki obarczają policjantów. - Odcinamy się od wszystkich prowokacji, w tym ze strony policji. Palące się mieszkanie było najprawdopodobniej pustostanem, nad którym wisiały emblematy ze strajku kobiet. Na Stadionie Narodowym na własne oczy widziałem, jak policja prowokowała do konfrontacji z kibicami - oświadczył Robert Bąkiewicz, prezes stowarzyszenia "Marsz Niepodległości".
Na tłumaczenia przedstawicieli środowisk narodowych odpowiedziała warszawska policja. - Zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o "policyjnych prowokacjach" to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności. Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych sytuacji i podburzaniu chuliganów atakujących funkcjonariuszy - przekazano.
KO o Marszu Niepodległości
Opozycja krytykuje Jarosława Kaczyńskiego, który jako wicepremier ds. bezpieczeństwa - ich zdaniem - powinien zareagować na zamieszki w stolicy.
- Dzisiaj święto radości Polaków. Narodowcy, "prawdziwi patrioci" pokazali czym dla nich jest Święto Niepodległości. Bijatyki, podpalenia, atakowanie policjantów. Panie Kaczyński, jest Pan zadowolony? - pytał Grzegorz Schetyna, były lider KO.
- A gdzie jest dziś wicepremier od bezpieczeństwa wszelakiego? Jak zwykle, na Żoliborzu z kotem, za podwójnym kordonem policji? Może Brudziński coś w tej sprawie ujawni? Bo Warszawa płonie - dociekał Bartłomiej Sienkiewicz, szef MSWiA w czasach rządów koalicji PO-PSL.
- Dlaczego policja dopuściła bandytów z bojówek faszystowskich pod Stadion Narodowy? Zagrażając funkcjonowaniu szpitala tymczasowego i uniemożliwiając dojazd karetek. Coraz więcej pytań do wicepremiera Kaczyńskiego i nadzorowanych przez niego służb! - ocenił poseł Michał Szczerba.
GW
Inne tematy w dziale Polityka