Minister rodziny Marlena Maląg przedstawiła w Sejmie informację o pomocy dzieciom z niepełnosprawnościami m.in. w ramach programu "Za życiem". Osoby z niepełnosprawnościami i ich matki nazwali jej wystąpienie "skandalem" i "kompletną bujdą". Posłowie również nie zostawili na nim suchej nitki.
Program "Za życiem"
Minister Maląg przekonywała przed południem w Sejmie, że program "Za życiem" to "kompleksowa oferta wsparcia dla rodzin z osobami niepełnosprawnymi", która obejmuje m.in. wszechstronną opiekę nad kobietą i dzieckiem w czasie ciąży i po porodzie, pomoc w zakresie wczesnego wspomagania rozwoju dziecka. Wskazała, że nakłady na wsparcie osób z niepełnosprawnościami w 2015 r. wynosiły ponad 15 mld, a w 2020 r. jest to ponad 27 mld zł.
Odniosła się także do wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł o niekonstytucyjności aborcji z powodu przesłanek embriopatologicznych.
- Aby móc walczyć o godność, musimy móc żyć. Nie mamy prawa zabijać nienarodzonych dzieciąt – mówiła minister. Dodała, że działania podejmowane przez rząd mają ochronić i wspierać kobiety, rodziny i osoby z niepełnosprawnościami, które wsparcia potrzebują.
- Zgodnie z planem finansowym programu "Za życiem" w latach 2017-2021 na realizację przeznaczyliśmy ponad 3 mld zł. W kolejnym budżecie na lata 2022-2026 przeznaczamy 3,2 mld zł – poinformowała minister rodziny.
Podkreśliła również rolę Funduszu Solidarnościowego. - Z niego od 1 października 2019 r. finansujemy m.in. świadczenia uzupełniające dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji w wysokości do 500 zł. W ramach tego funduszu sprawnie działają programy takie, jak: asystent osoby niepełnosprawnej, usługi opiekuńcze dla osób niepełnosprawnych, opieka wytchnieniowa czy też centra opiekuńczo-mieszkalne, tak bardzo potrzebne – mówiła minister.
Łącznie – jak poinformowała – na programy z Funduszu Solidarnościowego w roku 2019 i obecnym przeznaczono ponad 14 mld zł.
- Rodzinom i dzieciom z wadą letalną zapewniamy opiekę psychologiczną, ale kiedy jest potrzeba – opiekę paliatywną – powiedziała Maląg. Na te słowa posłowie opozycji zareagowali okrzykami.
Minister wskazała, że "bardzo często zdarza się, że kobieta w przypadku urodzenia dziecka z poważną niepełnosprawnością pozostaje ze swoim heroizmem sama", dlatego rząd wprowadził rozwiązania i uregulowania prawne sprzyjające egzekucji alimentów.
"Musimy żyć za 1025 zł renty socjalnej"
Przedstawioną przez szefową MRiPS informację skrytykowali uczestnicy sejmowego protestu osób niepełnosprawnych sprzed dwóch lat: Andrzej Sucholewski i jego mama Teresa oraz Adrian Glinka wraz ze swoją matką Anną.
- To, co ja dzisiaj usłyszałam od minister Maląg, w tym nie było ani słowa prawdy. To jest kłamstwo - nie mamy żadnej pomocy; wręcz przeciwnie - ograbili nas z Funduszu Solidarnościowego, zabrali nam pieniądze na opiekę, zabrali nam pieniądze na opiekę wytchnieniową, nie mamy żadnej pomocy - ani psychologicznej, ani finansowej, ani fizycznej, praktycznej. Żadnej - przekonywała Anna Glinka na konferencji prasowej.
Wtórowali jej: syn Adrian i Andrzej Sucholewski. - To, co się dzisiaj stało, pokazuje hipokryzję rządu PiS, który mówi, że jest taka wielka pomoc. Nie ma żadnej pomocy, nie ma turnusów rehabilitacyjnych, musimy dalej żyć za 1025 zł renty socjalnej; 500 plus nie jest bezwarunkowo, trzeba stawiać się na komisję. Ile razy można na komisji orzeczniczej mówić o swojej niepełnosprawności? - pytał Sucholewski.
Informację zaprezentowaną przez minister Maląg nazwał "skandalem". - Tam nie było ani jednego słowa prawdy, oni nie mają pojęcia o sytuacji osób z niepełnoprawnościami - ocenił. Przekonywał, że jego niepełnosprawność ma wpływ nie tylko na jego życie, ale również całej jego rodziny. - Zachęcam wszystkich posłów PiS, by się przeszli do hospicjum, czy żeby się zaopiekowali chociaż przez tydzień osobą z niepełnosprawnością. To jest praca 24 godziny na dobę - zaznaczył Sucholewski. Jak dodał, są rodzice, którzy od 50 lat nie mieli urlopu, ponieważ całe życie poświęcili na opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem.
Andrzej Glinka określił wypowiedzi szefowej MRiPS jako "kompletną bujdę". - Z żadnym jej słowem się nie zgadzam. Rząd powinien podać się do dymisji, bo z takimi obywatelami jak my, sobie nie radzi - powiedział.
Zarzucił ponadto rządowi, że również w trudnym okresie pandemii pozostawił osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunów bez odpowiedniej pomocy.
Są ograniczenia zamiast pomocy
Po wystąpieniu Maląg w Sejmie wypowiadali się reprezentanci poszczególnych klubów i kół poselskich.
Posłanka KO Iwona Hartwich mówiła, że sytuacja rodzin z osobami niepełnosprawnymi w Polsce jest dramatyczna. - Możecie państwo mówić, że wydajecie masę milionów na pomoc dla osób z niepełnosprawnościami, ale to się nie przekłada na realne ich życie – oceniła.
Zwróciła uwagę, że program "Za Życiem" nie jest kierowany do osób powyżej 18 lat. - Co my mamy zrobić pani minister z naszymi dziećmi, kiedy kończą o 18 lat i jeden dzień. Są od wielu lat pozostawione same sobie – powiedziała Hartwich, zwracając się do szefowej MRiPS Marleny Maląg.
Podkreśliła, że "zostały obcięte miliony na opiekę wytchnieniową i usługi opiekuńcze". Pani mówi, że jest więcej środków? Dlaczego pani kłamie? Tych środków w tym roku jest mniej. Za to niepełnosprawne osoby, szczególnie te po 18. roku życia są niewidzialne, te rodziny są niewidzialne – dodała, zwracając się do minister Maląg.
- Program za życiem doskonale się zapowiadał i był bardzo interesujący, ale dziś oprócz kilku frazesów i banałów nie zostało nic konkretnego – powiedziała z kolei posłanka Urszula Pasławska (KP-PSL-Kukiz'15) . Przyznała, że co prawda każda matka na dziecko ze stwierdzoną wadą genetyczną otrzymuje 4 tys. zł, ale ani autyzmu, ani porażenia mózgowego i wielu innych chorób genetycznych nie da się zdiagnozować prenatalnie.
Zwracała uwagę, że specjalnych mieszkań dla niepełnosprawnych nie ma, jest ograniczenie finansowania sprzętu i turnusów rehabilitacyjnych, nie można łączyć pracy i opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi. - To chyba jedyny kraj, w którym tak traktowani są rodzice dzieci z niepełnosprawnościami – powiedziała.
PiS chce rozszerzyć program
Wystąpienia Maląg broniły posłanki PiS. Anna Milczanowska podkreślała, że pomoc była oferowana w różnych obszarach. - W obszarze medycznym, psychologicznym, paliatywnym, hospicyjnym. Chcemy dalej nad tym programem pracować i w tych miejscach, gdzie można go rozszerzyć będziemy robić wszystko, aby ten program mógł docierać tam, gdzie na świat przychodzi dziecko z niepełnosprawnością. Aby takie dzieci wspierać, a zwłaszcza ich matki, ich ojców, ich rodziny - zapewniła Milczanowska.
Posłanka Teresa Wargocka zwracała uwagę, że budżet programu to ponad 3 mld zł. Dodała, że program będzie bardzo głęboko analizowany. - Myślę, że wskutek tych analiz będziemy nakładać na pewne jednostki, czy służby zdrowia, czy samorządy, obowiązki realizacji tego programu. Nie może być tak, że są środki na opiekę wytchnieniową, a nie ma wniosków samorządów, aby tę opiekę wytchnieniową dla rodziców dzieci niepełnosprawnych zrealizować - zaznaczyła.
Poseł Konfederacji Robert Winnicki podkreślił, że kraj jest w chaosie. - Dzieci pod ochronę, matki i rodzice ze wsparciem państwa, a Jarosław Kaczyński do dymisji - oświadczył. Za te słowa marszałek Antoni Macierewicz chciał go wykluczyć.
Posłanki opozycji: Chcemy wyboru a nie zakazu
- Żądamy legalnej aborcji bez kompromisów - oświadczyła Katarzyna Kretkowska (Lewica). Według niej program "Za życiem" to "stek cynizmu i hipokryzji". Dopytywała, kiedy zostanie przyznany zasiłek opiekuńczy dla rodziców opiekujących się dziećmi niepełnosprawnymi, które obecnie nie chodzą do szkół. - Kiedy to zostanie zrobione? Mówicie piękne słowa a nie potraficie zmienić rozporządzenia, by rodzice mogli opiekować się niepełnosprawnymi dziećmi, które dzisiaj zostają w domu - powiedziała.
Iwona Hartwich (KO) dopytywała ponownie, kiedy zostanie zmienione prawo, by dostawać je do wyroku TK dotyczącego wysokości świadczeń dla opiekunów osób z niepełnosprawnością. Przepisy uzależniają wsparcie dla opiekuna osoby z niepełnosprawnością od tego, na jakim etapie życia ta niepełnosprawność została stwierdzona; wparcie jest wyższe, jeśli niepełnosprawność została nabyta w dzieciństwie, w porównaniu do sytuacji, gdy stało się to już w wieku dorosłym. W wyroku z 2014 r. Trybunał Konstytucyjny uznał takie rozwiązanie za sprzeczne z konstytucyjną zasadą równego traktowania.
Aleksandra Gajewska (KO) przypomniała protest opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, który miał miejsce w Sejmie w 2018 r. - Pamiętacie, jak poseł Żalek mówił o ich rodzicach "zwyrodnialcy", jak posłanka Krynicka - której ciekawe dlaczego już tutaj dzisiaj nie ma, chyba ją wyborcy zweryfikowali - odwróciła się do niepełnosprawnych plecami, a pan marszałek Terlecki mówił, że trzeba nie mieć serca, by trzymać niepełnosprawnych w Sejmie. To wy nie macie serca, to was nie ma tu dzisiaj na sali, kiedy dyskutujemy o tym waszym pseudoprogramie - mówiła Gajewska.
Oskarżyła rządzących, że chowają się za Trybunałem Konstytucyjnym, bo nie mają odwagi wyjść naprzeciw kobietom. - Skazujecie całe rodziny, odbieracie nam wybór a sednem waszego programu jest to, że raz dacie zapomogę i zapominacie o istnieniu osób niepełnosprawnych. Chcemy wyboru a nie zakazu - oświadczyła posłanka KO.
Wanda Nowicka z Lewicy oraz Jacek Protasiewicz z KP PSL-Kukiz'15 wskazywali na jednorazowość świadczenia proponowanego przez program MRiPS. Protasiewicz wskazał, że kwota 4000 zł nie wystarczy na zaspokojenie potrzeb rodzin opiekujących się osobami z niepełnosprawnościami.
Protest na sali sejmowej
Wiele z poselskich wypowiedzi odnosiło się nie do programu "Za życiem", ale do wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów o aborcji oraz padały oskarżenia pod adresem Jarosława Kaczyńskiego jako "tego, który podpalił Polskę".
Posłanki Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz Katarzyna Kotula, a także Barbara Nowacka z KO wyraziły poparcie dla uczestniczek i uczestników trwających od ubiegłego czwartku protestów. Na sali wznoszone były okrzyki "piekło kobiet!".
- Polskie kobiety, te same, które protestują na ulicach miast i miasteczek, znają lepiej realia opieki nad bliskimi z niepełnosprawnością. To one najlepiej wiedzą, jak naprawdę wygląda ta opieka. Wiedzą, że przez pięć ostatnich lat nic się nie zmieniło - oceniła Kotula.
Po rozpoczęciu wtorkowych obrad Sejmu wicemarszałek Ryszard Terlecki (PiS) powiedział, że "z przykrością stwierdza, że na sali wśród posłów Lewicy i PO są posłowie, którzy mają maseczki ze znakami do złudzenia przypominającymi symbole Hitlerjugend i SS".
Następnie na mównicy stanęły posłanki Lewicy, gdy jedna z nich, Joanna Scheuring-Wielgus, składała wniosek formalny o włączenie do porządku obrad projektu Lewicy liberalizującego przepisy dotyczące aborcji. Miały maseczki ze znakiem błyskawicy - znakiem protestów odbywających się po wyroku TK ws. przepisów dotyczących aborcji.
Posłanki miały tabliczki z napisami m.in. "kobieta decyduje" i "legalna aborcja". Następnie podeszły do ławy poselskiej, w której siedział szef PiS Jarosław Kaczyński. Między grupą posłanek a prezesem PiS stanęli posłowie i posłanki PiS. Posłowie opozycji skandowali m.in. "hańba" i " to jest wojna". Terlecki wezwał na salę Straż Marszałkowską - funkcjonariusze oddzielili ławy poselskie PiS od grupy posłów opozycji.
Wicemarszałek pouczał poszczególnych posłów, że naruszają porządek obrad. Ostatecznie wykluczył z obrad dwoje z nich - Klaudię Jachirę i Sławomira Nitrasa. Przywrócenia do udziału w obradach dwójki posłów zażądał z mównicy sejmowej szef klubu KO Cezary Tomczyk. Marszałek Terlecki zapowiedział wówczas zwołanie sejmowej komisji regulaminowej i poinformował, że po niej odbędzie się posiedzenie Prezydium Sejmu.
Po dwugodzinnej debacie i wysłuchaniu stron komisja regulaminowa Sejmu negatywnie zaopiniowała wnioski Jachiry i Nitrasa ws. wykluczenia z obrad.
ja
Inne tematy w dziale Społeczeństwo