Sąd zgodził się z wnioskiem o zabezpieczenie procesowe ze strony Zbigniewa Bońka i zakazał "Gazecie Polskiej" publikowania artykułów o prezesie PZPN w kontekście powiązań z komunistycznymi służbami. Były legendarny piłkarz uważa, że padł ofiarą zlecenia.
Przypomnijmy - Andrzej Placzyński był od początku lat 80. funkcjonariuszem komunistycznego Departamentu I, czyli wywiadu. Pracował na niejawnym etacie - pod przykryciem - w Wiedniu. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że Placzyński bezpośrednio inwigilował papieża Jana Pawła II podczas pielgrzymki w stolicy Austrii w 1988 roku.
Ponadto, "Gazeta Polska" dotarła do ciekawej informacji, że esbeka planował przewerbować BND - wywiad zachodnich Niemiec - już po zaprzysiężeniu premiera Tadeusza Mazowieckiego, które miało miejsce we wrześniu 1989 roku. Firma świadcząca usługi dla polskiego związku, należy właśnie do Placzyńskiego.
- Od lat jedna z najbardziej prominentnych osób w polskiej piłce nożnej, 68-letni Andrzej Placzyński, jest szarą eminencją Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), mającą wpływ nie tylko na obsadę sztabu trenerskiego polskiej kadry, lecz także na powoływany skład czy wybór sparingpartnerów. Korzysta na tym kierowana przez niego firma Lagardere Sports Poland (LSP), wcześniej działająca pod nazwą SportFive. Firma od lat zarabia miliony na współpracy ze związkiem oraz klubami piłkarskiej ekstraklasy. W 2017 roku PZPN, kierowany przez Zbigniewa Bońka, przedłużył z firmą Placzyńskiego umowę na pośrednictwo m.in. w pozyskiwaniu sponsorów dla polskiej reprezentacji - napisał Piotr Nisztor w głośnym tekście pod tytułem "Kapitan SB trzęsie polską piłką".
"Gazeta Polska" zrobiła sobie serial z nieprawdziwych informacji i muszę dbać o swój wizerunek.
Do kontrowersyjnej decyzji sądu odniósł się sam zainteresowany. - Mój próg wytrzymałości na krytykę jest bardzo wysoki, mając 64 lata nigdy mi się nie zdarzyło wobec kogokolwiek iść z pozwem do sądu. "Gazeta Polska" zrobiła sobie jednak serial z nieprawdziwych informacji i muszę dbać o swój wizerunek - stwierdził w RMF FM Boniek.
Były piłkarz reprezentacji Polski i trener doradził Mazurkowi, by zaprosił do programu Placzyńskiego, skoro zamierza pytać o jego przeszłość w PRL. - Placzyński pracuje w firmie, która współpracuje z PZPN i tyle - oświadczył Boniek, który sugerował, że ktoś wydał na niego zlecenie w "Gazecie Polskiej".
- Ktoś sobie zaserwował serial i pisze nieprawdę na mój temat. Z jakiej przyczyny facet, który w ogóle mnie nie zna, pan Nisztor, i gazeta, która nie miała ze mną żadnych stosunków nigdy nigdzie, po 15-20 latach zaczyna mnie atakować przez jakiegoś agenta. Musi być jakaś przyczyna - powiedział Boniek. - Pan prowadzi ze mną program o Placzyńskim, a ja nazywam się Zbigniew Boniek - denerwował się gość RMF FM.
- Czytanie i komentowanie teczek zgromadzonych w IPN pozostaje poza obszarem działalności PZPN. Związek skupia się w swojej działalności na realizacji zadań statutowych, w tym w szczególności na doskonaleniu gry w piłkę nożną oraz jej promowaniu, regulowaniu i kontrolowaniu na terytorium Polski. PZPN nie komentuje życiorysów osób reprezentujących spółki, z którymi posiada relacje biznesowe, w tym tych należących do Grupy Lagardere - odpowiedział redakcji "Gazety Polskiej" pełnomocnik PZPN.
Spór na linii Boniek-"Gazeta Polska" ostro komentował również prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Zdaniem lidera Zjednoczonej Prawicy sąd przekroczył granicę cenzury prewencyjnej.
GW
Komentarze
Pokaż komentarze (70)