Były szef polskiej dyplomacji uznał, że rezygnacje Łukasza Szumowskiego i Janusza Cieszyńskiego w resorcie zdrowia to najlepszy moment, by jeszcze przed rekonstrukcją podać się do dymisji. Według Jacka Czaputowicza, istnieje duży konflikt między Mateuszem Morawieckim a Zbigniewem Ziobro.
Rekonstrukcja rządu - zapowiadana już w lipcu przez Jarosława Kaczyńskiego - dokona się w połowie września. Jednak ministrowie zdrowia i spraw zagranicznych nie czekali na personalne decyzje premiera i postanowili odejść przed jesiennym, politycznym rozdaniem.
- Decyzję o dymisji podjąłem wcześniej. Uznałem, że pewien etap mojej pracy został zakończony. Chodzi też o styl działania. Starałem się unikać konfrontacji, nie nadużywać języka geopolityki czy prymatu interesu narodowego, ale szukać porozumienia, akcentować potrzebę współpracy, solidarności i działań wielostronnych - wyjaśnił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Jacek Czaputowicz.
Szef MSZ w latach 2018-2020 potwierdził, że część kompetencji resortu przeniesiono w ostatnim czasie do gmachu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - chodzi o relacje Polski z Unią Europejską.
- To mogło być dobre posunięcie, które dawało premierowi możliwość skutecznego dyscyplinowania ministrów mających często odmienne zdania. Korzystne było też dla MSZ, zdejmowało z nas obowiązek koordynowania stanowisk resortów w sprawach technicznych czy oceniania zgodności z prawem każdej ustawy i skoncentrowanie się na polityce zagranicznej. Stanowiło to jednak pewne ryzyko dla premiera, które szybko się potwierdziło - podkreślił były minister.
Pułapką dla Morawieckiego okazał się konflikt z Ziobro - twierdzi Czaputowicz. - Otóż wcześniej premier był rozjemcą w sporach między ministrami, jak choćby między min. Ziobrą a mną ws. praworządności czy taktyki postępowania przed TSUE. Dzisiaj premier stał się stroną sporów z min. Ziobrą. Dodam, że KPRM ciągle oczekuje od MSZ reakcji, gdy np. komisarz Jourová krytykuje Polskę za reformę sądownictwa. Jednak po przejęciu przez KPRM działu członkostwa Polski w Unii Europejskiej nie mamy do tego ani podstaw prawnych, ani kompetencji i koniecznej wiedzy eksperckiej - ujawnił.
Baron Arndt Freytag von Loringhoven od trzech miesięcy czeka na akceptację polskiej strony, by rozpocząć misję dyplomatyczną na placówce w Warszawie. Czaputowicz nie należy do zwolenników blokady kandydata na niemieckiego ambasadora i uważa ją za "dziwną".
- Według mego rozumienia funkcjonowania dyplomacji jest to dziwne. W czasie minionych 20 lat nie zdarzyło się, aby Polska nie udzieliła agrément jakiemukolwiek ambasadorowi, czy to z Rosji, Chin, czy Korei Północnej, nie mówiąc już o państwach przyjaznych, członkach UE i NATO. W tym czasie wobec polskich ambasadorów zdarzyły się trzy takie przypadki - w 2000 roku w postkomunistycznej Gruzji Eduarda Szewardnadze oraz dwukrotnie w Iranie. Myślę, że ta sprawa znajdzie w końcu pozytywne rozwiązanie, na czym także bardzo zależy ministrowi Rauowi - ocenił były szef MSZ.
Czaputowicz zaprzeczył, by polskimi sprawami zagranicznymi zarządzał wprost Jarosław Kaczyński z gabinetu przy ul. Nowogrodzkiej. Jednak przytoczył jedną sytuację, w którą prezes PiS bezpośrednio konsultował z byłym ministrem.
- Działałem więc na własną odpowiedzialność, jednak później moje działania były zwykle akceptowane, chociaż zdarzały się spięcia. Prezesa PiS pytałem o zdanie, gdy chodziło o zaproszenie na 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego Heiko Maasa. Jarosław Kaczyński zaakceptował pomysł, który niósł ze sobą pewne ryzyko, bo nie wiedzieliśmy, co Maas powie i jak to zostanie odebrane przez Polaków. Ostatecznie wizyta okazała się sukcesem, a wystąpienie Maasa w Muzeum Powstania podchwyciły niemieckie media, co było dla nas ważne - stwierdził Czaputowicz.
- Obecnie nie widzę możliwości wniesienia większej wartości dodanej do polskiej polityki zagranicznej, dlatego ustępuję i zostawiam pole do działania innym - podsumował okres ponad 2,5 roku kierowania polską dyplomacją Czaputowicz. Zastąpił go w sierpniu przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, prof. Zbigniew Rau.
Wywiad z Czaputowiczem odbił się szerokim echem w obozie Zjednoczonej Prawicy. Beata Szydło wprost skrytykowała byłego szefa dyplomacji i wyraziła zdziwienie fragmentem, gdzie mówił o "nienadużywaniu prymatu interesu narodowego".
- Minister Czaputowicz sugeruje w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", jak wiele musiał naprawiać po swoim poprzedniku. Wydaje mi się to nieprofesjonalne i krzywdzące wobec Witolda Waszczykowskiego. Równocześnie dziwi mnie wyznanie ministra Czaputowicza, że w swoich działaniach „unikał prymatu interesu narodowego” - napisała europosłanka i była premier.
GW
Inne tematy w dziale Polityka