To nie słowa o "wirusie LGBT", ale kiepska współpraca z samorządowcami, związkami zawodowymi i kłopoty z organizacją szkolnictwa doprowadziły do odwołania Grzegorza Wierzchowskiego - wyjaśnił minister Dariusz Piontkowski. - Od kilku tygodni lub nawet miesięcy słyszałem zarzuty dotyczące pracy kuratora - powiedział szef MEN.
Po awanturze wokół ubiegłotygodniowego wywiadu Grzegorza Wierzchowskiego w Telewizji Trwam iskrzy między byłym łódzkim kuratorem, a wojewodą i ministrem edukacji narodowej. Konflikt o odwołanego urzędnika przeniósł się również na forum Zjednoczonej Prawicy - Solidarna Polska otwarcie domaga się wyjaśnień w tej sprawie od koalicjanta.
Jakie przesłanki stały za dymisją Wierzchowskiego? - Raz jeszcze podkreślę, że poglądy tego czy innego kuratora w kwestii LGBT, które są, jak rozumiem, zbieżne z programem Zjednoczonej Prawicy, na pewno nie będą powodem odwoływania jakiegokolwiek kuratora. Podejmując decyzję o odwołaniu kuratora łódzkiego, kierowałem się zupełnie innymi przesłankami - stwierdził minister Piontkowski w rozmowie z Interią. Już w poniedziałek pisał na Twitterze, że decyzja nie ma związku z wypowiedzią na temat "wirusa LGBT".
Trudna współpraca z wojewodą, samorządami, nauczycielami, pojawiały się też skargi ze strony związków zawodowych i rodziców.
Szef MEN wyliczał błędy Wierzchowskiego na stanowisku łódzkiego kuratora oświaty: - Trudna współpraca z wojewodą, samorządami, nauczycielami, pojawiały się też skargi ze strony związków zawodowych i rodziców. Te wszystkie elementy zdecydowały, że wojewoda wystąpił z wnioskiem o odwołanie pana kuratora - przekazał.
Zdaniem Piontkowskiego, Wierzchowski stawia się w roli ofiary i manipuluje opinią publiczną. Były kurator zarzucał ministrowi, że przy ostatnim spotkaniu nic nie wspomniał o planowanym odwołaniu go. - Tyle tylko, że z wojewodą spotykałem się jeszcze wcześniej. Od kilku tygodni lub nawet miesięcy słyszałem zarzuty dotyczące pracy kuratora. Formalny wniosek pojawił się w połowie sierpnia, a w ubiegłym tygodniu podjęliśmy decyzję o odwołaniu kuratora. Mam wrażenie, że kiedy zgoda z resortu dotarła do Urzędu Wojewódzkiego, to ta informacja trafiła jakimś sposobem do kuratora. A gdy tylko się o tym dowiedział, próbował podjąć kroki, które były manipulacją faktami - podkreślił szef resortu edukacji.
Zarzuty wobec Wierzchowskiego podnosili też działacze związkowi. - To były bardzo duże zastrzeżenia, były to zastrzeżenia dotyczące nawet, można tak powiedzieć, noszące znamiona mobbingu - ujawnił przewodniczący NSZZ „Solidarność” Oświatowa Łódź Roman Laskowski w publicznych mediach.
Oskarżenia skomentował sam Wierzchowski, który rozważa skierowanie sprawy do sądu. - Oświadczam, że nigdy nikt z przełożonych, ani związek zawodowy nie informował mnie o zarzutach rzekomego mobbingu. Nie wystarczy człowieka odwołać? Trzeba mu jeszcze odebrać dobre imię? Rozważę pozew w sprawie kłamliwej wypowiedzi Pana Laskowskiego - oświadczył.
Odwołanego kuratora w obronę wzięła m.in. Barbara Nowak, która kieruje małopolską placówką oświaty. W Sejmie w poniedziałek Ryszard Terlecki, wiceprezes PiS, zgodził się z wnioskami Wierzchowskiego, dotyczącymi ideologii LGBT.
- Podzielam pogląd pana kuratora, że ideologia LGBT dehumanizuje społeczeństwo i że trzeba przed nią bronić dzieci, to oczywiste. To ideologia, która jest nihilistyczna i ma zniszczyć normalnie funkcjonujące społeczeństwo - powiedział w krótkiej rozmowie z dziennikarką TVN24.
Terlecki uważa, że odwołany urzędnik nikogo nie obraził wypowiedziami w Telewizji Trwam, a bronił modelu tradycyjnej rodziny. - To jest obrona normalnie, spokojnie żyjącej większości przed grupami anarchistów, nihilistów i rewolucjonistów obyczajowych - dodał wicemarszałek Sejmu.
GW
Inne tematy w dziale Społeczeństwo