Ponad 100 tysięcy ludzi zebrało się pod pomnikiem Miasta Bohatera w centrum Mińska. Uczestnicy marszu wolności domagali się uczciwych wyborów prezydenckich i zmiany władzy na Białorusi.
Minęło siedem dni od wyborów prezydenckich na Białorusi, które według Centralnej Komisji Wyborczej wygrał Alaksandr Łukaszenka z wynikiem 80,1 proc. głosów.
- Władze kraju są przerażone skalą protestów powyborczych, a po ogłoszeniu strajków w największych zakładach pracy wstrzymały brutalne ich tłumienie - twierdzi Andrzej Poczobut, dziennikarz i członek zarządu Związku Polaków na Białorusi w wywiadzie dla TVP Info.
Ponad 100 tys. ludzi na demonstracji w Mińsku
Ludzie, którzy zebrali się pod pomnikiem Miasta Bohatera, nie uznają Łukaszenki za wygranego w wyborach. - Odejdź, odejdź! Przegrałeś – było słychać w promieniu kilku kilometrów. Podczas demonstracji panuje atmosfera święta, czemu sprzyja upalna pogoda. Uczestnicy protestu, który zapowiedziano jako marsz wolności, lecz w praktyce okazał się wiecem, trzymają historyczne biało-czerwono-białe flagi narodowe.
- Uszyłam sama, bo kupić już nie ma gdzie – mówi Nina. - Wczoraj stałam w kolejce w CUM-ie (Centralnym Domu Towarowym) i kupiłam dosłownie ostatnie kawałki materiału. Wszyscy szyją flagi – powiedziała.
Zrobione własnoręcznie flagi to dowód na to, co ludzi najbardziej boli i czemu się sprzeciwiają, a więc brutalności milicji. W ciągu pierwszych czterech dni protestów siły bezpieczeństwa zatrzymały blisko siedem tysięcy ludzi, z których wielu miało biało-czerwono-białe flagi. Z aresztów docierały mrożące krew w żyłach opowieści o biciu i sadystycznym znęcaniu się nad zatrzymanymi. Obrońcy praw człowieka próbują obecnie udokumentować te przestępstwa.
- Przemoc to nie jest wasza praca. Przemoc to jest kryminał – głosił jeden z plakatów, którego treść była skierowana do milicjantów. „U nas torturują ludzi”, „Akrescyna (areszt) to Oświęcim” – można było przeczytać na innych plakatach. Apelowano też o wolne wybory, uwolnienie więźniów politycznych i ludzi zatrzymanych w czasie protestów.
„No Babariko, no party” – to napis, który trzymał Jahor, barman z centrum stolicy. Jego zdaniem Wiktar Babaryka - niezarejestrowany kandydat w wyborach prezydenckich, którego popierał - siedzi w areszcie pod sfingowanymi zarzutami. - Jestem człowiekiem kultury i wiem, ile dla wspierania naszej kultury zrobił ten człowiek – mówi Jahor.
Na pytanie czy wierzy w sens protestu bez lidera, zwłaszcza w sytuacji, gdy kilka kilometrów dalej na mityngu Alaksandr Łukaszenka zapowiada, że „nie odda kraju”, odpowiada: - Wierzę w możliwość pokojowej zmiany. Jest nas zbyt dużo, by nas ignorować.
W pewnej odległości stali żołnierze wojsk powietrznodesantowych (WDW), którzy od dwóch dni uczestniczą w protestach. Mają transparent „WDW z narodem” i sztandar WDW. - Jesteśmy tu "w cywilu" jako prywatne osoby, ale chcemy, żeby ludzie widzieli, że w strukturach siłowych są ludzie, którzy widzą i rozumieją, co się dzieje. W armii też są ludzie, którzy chcą zmian – mówi Siarhiej Kiedyszka, sierżant. - Mówię w swoim imieniu. Było mi wstyd, gdy widziałem, co OMON robi na ulicach z naszymi ludźmi. Dzisiaj się już nie wstydzę, bo zebraliśmy się z innymi, którzy byli w wojsku i jesteśmy tutaj i pokazujemy, że jesteśmy ze społeczeństwem – dodał.
Spod pomnika Miasta Bohatera, który znajduje się na wzniesieniu, widać było ludzkie morze w promieniu kilku kilometrów. Liczbę uczestników demonstracji powszechnie szacowano na ponad 100 tysięcy. Według portalu TUT.by jest nawet 200 tys. ludzi i ciągle przychodzą nowi. Choć jest to największe zgromadzenie w historii niepodległej Białorusi, to jego uczestnicy nie weszli na jezdnię. Przejezdne są wszystkie ulice wokół skrzyżowania, gdzie gromadzą się ludzie.
Zobacz galerię zdjęć:
Największy wiec opozycji w historii Białorusi. fot. PAP/EPA/MARTIN DIVISEK
Łańcuch solidarności z Białorusią
W Polsce punktualnie o godz. 20 na centralnych warszawskich ulicach setki młodych ludzi zapaliły latarki tworząc żywy łańcuch solidarności i wsparcia dla narodu białoruskiego.
Od początku tygodnia na Białorusi trwają masowe protesty przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence.
Od niedzieli do czwartku milicja i inne służby zatrzymały blisko 7 tys. ludzi, wielu bardzo brutalnie. W więźniarkach, na komendach, w aresztach nad zatrzymanymi znęcano się psychicznie i fizycznie. Od czwartku, wraz ze złagodzeniem reakcji władz na protesty i przyzwoleniem na aktywność uliczną, rozpoczęły się masowe zwolnienia z aresztów.
KJ
Inne tematy w dziale Polityka