Jeśli wybory prezydenckie odbyłyby się 10 maja, wygrałby je Andrzej Duda z ogromną przewagą - wynika z sondażu Ipsos, zrealizowanego na zlecenie OKO.press. Kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska w tym sondażu zajęła dopiero 6. miejsce. Jej wyborcy deklarują, że głosować w wyborach kopertowych nie będą.
Andrzej Duda uzyskał w sondażu Ipsos 63 proc. poparcia. Na drugim miejscu znalazł się Szymon Hołownia, na którego chce głosować 11 procent ankietowanych. Wyprzedził kandydatów Polskiego Stronnictwa Ludowego i Konfederacji - na Władysława Kosiniaka-Kamysza i Krzysztofa Bosaka chce oddać głos po 7 procent respondentów. Za nimi uplasował się Robert Biedroń, który uzyskał pięcioprocentowe poparcie.
Na końcu znalazła się kandydatka Koalicji Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska, z poparciem zaledwie 2 procent pytanych. Jak wynika z badania, aż 73 proc. wyborców KO zamierza zbojkotować wybory, jeśli odbędą się 10 maja w trybie korespondencyjnym.
Na wynik sondażu mogły mieć wpływ niejasne komunikaty kandydatki KO, która mówiła, że wycofuje się z kampanii (choć nie z kandydowania).
Jeszcze wczoraj Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła, że jeżeli 10 maja PiS będzie chciało przeprowadzić "pseudowybory" w czasie pandemii usługą pocztową, nie będą dla niej wybory i "w takiej zabawie" nie będzie brała udziału jako obywatel i jako kandydat. Zdaniem kandydatki na prezydenta to nie wybory, tylko "usługa pocztowa dająca wybory".
Szef sztabu wyborczego Biedronia Tomasz Trela zaapelował do wyborców KO o oddawanie głosów na kandydata Lewicy, skoro nie mają na kogo głosować. Przekonywał, że głos na Roberta Biedronia jest głosem dobrym, sprawdzonym i gwarantującym brak reelekcji Andrzeja Dudy.
W sondażu Ipsos nie uwzględniono czterech pozostałych kandydatów, zarejestrowanych przez Państwową Komisję Wyborczą - Marka Jakubiaka, Mirosława Piotrowskiego, Pawła Tanajny oraz Stanisława Żółtka.
Dużą chęć bojkotu wyborów odnotowano też wśród wyborców Lewicy (63 procent) oraz PSL (50 procent). Wśród popierających Konfederację to 32 procent a wśród wyborców Prawa i Sprawiedliwości - tylko 12 procent. Ogółem 63 procent ankietowanych stwierdziło, że wybory należy przełożyć z maja na późniejszy termin.
Wczoraj, podczas debaty prezydenckiej zorganizowanej przez "Newsweek" i Onet kandydaci byli pytani o to, czy popierają bojkot wyborów 10 maja.
Według Kidawy-Błońskiej, udział w wyborach korespondencyjnych to "przestępstwo". - Moim obowiązkiem jest doprowadzić do tego, żeby tych wyborów nie było. W wyborach korespondencyjnych nie będę brała udziału, ponieważ to niemoralne - podkreśliła w debacie.
Pozostali kandydaci opozycyjni mieli inne zdanie. Krzysztof Bosak zaznaczył, że "rolą władzy jest prawidłowe zorganizowanie wyborów, a rolą kandydata opozycji jest mobilizować swoich wyborców do udziału w wyborach". - Nie zgadzam się, żeby bojkotować wybory - powiedział.
Szymon Hołownia podkreślał, że należy wziąć udział w wyborach. Zapowiedział, że po wygranych wyborach złoży urząd i zamierza wygrać w ponownych wyborach, "tym razem w uczciwej walce".
Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że "bojkot wyborów go nie interesuje". "Co po bojkocie? Co dalej?" - pytał. Jak dodał, "jeśli nasi wyborcy nie pójdą na wybory, to zagwarantujemy Andrzejowi Dudzie kolejne pięć lat w Pałacu Prezydenckim" - mówił.
Jak ocenił Robert Biedroń, "zgadzamy się, że wybory w maju nie powinny się odbyć".
Urzędujący prezydent Andrzej Duda nie wziął udziału w tej debacie.
Ipsos przeprowadził sondaż telefoniczny dla OKO.press metodą CATI w dniach 27-29 kwietnia br. na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1016 dorosłych Polaków.
ja
Inne tematy w dziale Polityka