Tyson Fury wygrał w siódmej rundzie z Deontayem Wilderem i zdobył pas bokserskiego mistrza świata WBC wagi ciężkiej. Anglik miał zdecydowaną przewagę nad niepokonanym dotąd Amerykaninem. Walka odbyła się w Las Vegas.
Pierwszy ich pojedynek odbył się pod koniec 2018 roku i zakończył remisem. W rewanżu dominował Fury, który odniósł 30. zwycięstwo na zawodowych ringach (21 przed czasem). Wilder wcześniej pokonał 42 rywali (41 KO).
Druga potyczka znakomitych pięściarzy od początku była bardzo ciekawa. Fury posłał na deski broniącego tytułu Wildera w trzeciej rundzie, a potem w piątej. Anglik był bardzo aktywny i zdeterminowany, by zwyciężyć przed czasem. W siódmym starciu w narożniku „dopadł” przeciwnika i znów trafił kilka razy, a sędzia przerwał walkę.
Wilder protestował, twierdząc, że może dalej boksować, ale później mówił: „Fury był lepszy, ale wrócę silniejszy”. Po walce trafił do szpitala na badania.
Pod względem liczby ciosów Fury zdecydowanie okazał się lepszy – 267 wyprowadził, a 82 doszły celu. Dla porównania – Wilder 141 uderzeń i 34 skuteczne.
Brytyjczyk zasłynął już wcześniej - pokonaniem w listopadzie 2015 roku Władimira Kliczki. Najpierw jednak zrezygnował z pasa mistrza świata IBF, a pasy WBO i WBA stracił, ponieważ z powodu kłopotów z alkoholem, narkotykami i depresją zrezygnował z rewanżu z Ukraińcem. W 2018 roku wrócił na ring po ponad dwóch latach przerwy.
– Król wrócił na swoje miejsce – na tron – powiedział triumfator.
– Ja wybieram się na bitwę, on wybiera się na bitwę. Myślę, że kibice nie będą zawiedzeni – przyznał Fury przed rewanżem z Wilderem i miał rację.
KW
Inne tematy w dziale Sport