Poseł PiS Dominik Tarczyński obejmie dodatkowy mandat przypadający Polsce w Parlamencie Europejskim po brexicie. Decyzję w tej sprawie podjęła marszałek Elżbieta Witek.
Informacje o tym, że 52. polskim eurodeputowanym ma być właśnie Tarczyński pojawiły się już wcześniej, choć jednoczenie podnoszono wątpliwości prawne, co do tego, czy nadal przysługuje mu rezerwowy mandat po wyborze do polskiego Sejmu.
W komunikacie, jaki ukazał się na stronie CIS czytamy: "Ustanowiony w prawie europejskim zakaz łączenia mandatu członka Parlamentu Europejskiego z członkostwem w parlamencie krajowym wiąże osoby, które uzyskały mandat posłów do PE od momentu objęcia przez nich tych mandatów. Wynika z tego, że skoro w okresie poprzedzającym Brexit poseł Tarczyński nie jest - w rozumieniu prawa UE - posłem do PE, a tym bardziej nie objął tego mandatu, to nie mają do niego zastosowania zakazy unijne. Z kolei zakazy ustanowione w prawie krajowym, w tym zakaz łączenia mandatu poselskiego z mandatem posła do PE, zostały ustawowo zawieszone na czas Brexitu".
Ponadto CIS stwierdza: "Jak wynika z analiz przedstawionych Marszałek Sejmu przez Biuro Analiz Sejmowych, mandat europarlamentarzysty uzyskany przez posła Tarczyńskiego w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie wygasł na skutek uzyskania mandatu posła na Sejm w wyborach w październiku 2019 r., ponieważ nie miał wówczas do niego zastosowania zakaz łączenia mandatu poselskiego z mandatem posła do PE. Mandat poselski Dominika Tarczyńskiego wygasł - zgodnie z art. 247 § 1 pkt 7. Kodeksu Wyborczego - z początkiem dnia, w którym Brexit stał się skuteczny, a więc w dniu dzisiejszym tj. 1 lutego 2020 r.".
Dominik Tarczyński zastąpi brytyjskiego europosła Daniela Hannana. - Pamiętaj, że masz walczyć o interesy Polski w UE, a nie odwrotnie - powiedział Hannan w wywiadzie dla TVP Info. "Amen" - odpowiedział krótko jego następca.
To nie jedyna unijna "fucha" Tarczyńskiego. Jako poseł Sejmu RP został również wybrany na przewodniczącego polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. "Będę kierować pracami posłów i senatorów wszystkich ugrupowań parlamentarnych, dość donosów na Polskę" - napisał na Twitterze.
Pochwalił się też, że został wybrany na wiceprzewodniczącego Europejskich Konserwatystów w Radzie Europy.
Konieczność rozdzielenia mandatów pojawiła się wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Skutkiem tej decyzji Parlament Europejski zmniejszył się z 751 do 705 deputowanych. Część miejsc zajmowanych dotychczas przez Brytyjczyków będzie rozdzielonych do państw UE. Z 73 mandatów, które do tej pory mieli przedstawiciele Wielkiej Brytanii, 27 zostanie rozdzielonych do 14 państw członkowskich.
Najwięcej, bo po pięć mandatów, dostaną dwa duże państwa członkowskie - Francja i Hiszpania. Niemcy, które są większe od tych krajów, już teraz mają maksymalną, wynoszącą 96 liczbę miejsc w PE.
Dodatkowo Włochom i Holendrom przypadną po trzy mandaty w spadku po Brytyjczykach, Irlandii - dwa, a Polsce, Szwecji, Austrii, Dani, Finlandii, Słowacji, Chorwacji, Estonii i Rumunii - po jednym. Pozostałe 46 mandatów po posłach z Wysp zostanie zachowanych na przyszłe rozszerzenia UE.
W 10 państwach członkowskich posłowie, którzy zajmą dodatkowe miejsca, zostali już formalnie wybrani lub są już znani, ale nie nie wszyscy zostali jeszcze oficjalnie wyznaczeni. Tak jest w przypadku Polski, Francji, Włoch, Irlandii, Szwecji, Finlandii, Słowacji, Chorwacji, Estonii i Rumunii. W Hiszpanii, Holandii, Austrii i Danii oficjalnie ogłoszono tylko listy, z których będą pochodzić dodatkowi członkowie.
Aby zapewnić wybór dodatkowych posłów do PE w maju 2019 roku i uniknąć organizowania dodatkowych wyborów po brexicie, niektóre państwa członkowskie musiały zmienić krajowe prawo wyborcze, wprowadzić nowe przepisy. W związku z tym żaden kraj otrzymujący dodatkowe miejsca nie będzie musiał przeprowadzać nowych wyborów po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE.
ja
Inne tematy w dziale Polityka