Działaliśmy, by zapobiec wojnie, a nie żeby ją rozpocząć - oświadczył prezydent USA Donald Trump, fot.  	PAP/EPA/CRISTOBAL HERRERA
Działaliśmy, by zapobiec wojnie, a nie żeby ją rozpocząć - oświadczył prezydent USA Donald Trump, fot. PAP/EPA/CRISTOBAL HERRERA

Trump po zabiciu Sulejmaniego: Działaliśmy, by zapobiec wojnie, a nie żeby ją rozpocząć

Redakcja Redakcja Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 151

- Sulejmani planował bliskie oraz brutalne ataki na amerykańskich dyplomatów oraz personel wojskowy, ale złapaliśmy go w trakcie i zlikwidowaliśmy - oświadczył prezydent USA Donald Trump. Irański generał zginął w rezultacie amerykańskiego precyzyjnego ataku rakietowego, zarządzonego przez Trumpa.

Prezydent USA zapewniał, że to irański wojskowy stał za grudniowym atakiem na amerykańską ambasadę w Iraku. Stwierdził, że Sulejmani miał "chorą pasję" zabijania niewinnych ludzi, ale jego "terrorystyczne panowanie zakończyło się". Świat jest bezpieczniejszy bez takich "potworów" jak Sulejmani - dodał, zastrzegając, że wiele ludzkich istnień zostałoby uratowanych, gdyby szef Al-Kuds został złapany wcześniej.


Trump ostrzegł też Iran przed wykorzystywaniem swoich sojuszników w regionie i podkreślił, że działania Stanów Zjednoczonych nie zmierzają do zmiany władz w Teheranie. Zapewniał, że Stany Zjednoczone są "przygotowane na każdą odpowiedź".


Po wygłoszeniu swojego oświadczenia Trump nie odpowiadał na pytania dziennikarzy.

O planowaniu przez Sulejmaniego ataków na Amerykanów poinformował też Szef Połączonych Sztabów Sił Zbrojnych USA generał Mark Milley. Jego zdaniem Stany Zjednoczone miały "jasne i jednoznaczne" informacje wywiadowcze w tej sprawie. Wojskowy ostrzegł, że plany zmarłego irańskiego dowódcy "wciąż mogą się ziścić". - Czy jest ryzyko? Pewnie, że jest ryzyko. Ale pracujemy, by je zmniejszyć - zastrzegł amerykański generał.

Reuters i "Washington Post" piszą o szczegółach operacji zabicia Sulejmaniego. Atak poprzedziła tajna narada w prezydenckiej rezydencji  Trumpa Mar-a -Lago na Florydzie.

W najważniejszej naradzie - na temat czy zabić Sulejmaniego czy też nie - miał uczestniczyć sekretarz stanu USA Mike Pompeo, szef Pentagonu Mark Esper, doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien oraz Szef Połączonych Sztabów Sił Zbrojnych USA generał Mark Milley - twierdzi Reuters. Odbyła się ona po wtorkowym szturmie wzburzonych Irakijczyków na ambasadę USA w Bagdadzie.

Na Florydzie Trumpowi przekazano, że Sulejmani wybiera się do Bagdadu. Amerykańscy urzędnicy uznali, że generał szydzi sobie z nich pojawiając się w irackiej stolicy w okresie wzmożonego napięcia na linii Waszyngton-Teheran. W dniach poprzedzających atak USA kontakty między amerykańskimi decydentami koordynował wiceprezydent USA Mike Pence.

Niektórzy z urzędników w Waszyngtonie przyznają - pisze "Washington Post" - że byli zaskoczeni decyzją prezydenta, który dotąd nie odpowiedział na irańskie ataki na statki przepływające Cieśninę Ormuz czy saudyjską rafinerię. "Trump miał być sfrustrowany tym, że szczegóły odwołania jego nalotu przeciwko siłom irańskim w 2019 roku "wyszły na jaw. Czuł, że wygląda na słabego" - pisze waszyngtoński dziennik.

Służby USA śledziły Sulejmaniego od kilku dni, informując o szczegółach Trumpa i wskazując, że najlepsza szansa na jego zabicie będzie w okolicy lotniska w Bagdadzie. Ostateczne "zielone światło" na przeprowadzenie operacji przywódca USA wydał na kilka godzin przed jej rozpoczęciem ze swojego ośrodka golfowego.

O'Brien oświadczył w piątek, że atak na Sulejmaniego nastąpił po wizycie Irańczyka w Damaszku. W syryjskiej stolicy wojskowy miał przygotowywać ataki na amerykańskie wojsko i dyplomatów.

Reuters donosi z kolei, że w październiku dowódca elitarnych sił Al-Kuds spotkał się w Bagdadzie, w pobliżu amerykańskiej ambasady, z przywódcami szyickich milicji w Iraku. W trakcie rozmowy wezwał do wzmożenia ataków na Amerykanów i zachęcał do użycia nowej broni dostarczonej przez Iran. Miał też zapowiedzieć utworzenie nowej grupy paramilitarnej.

Przez lata Sulejmani, nazywany "dowódcą cieniem", swobodnie podróżował po Bliskim Wschodzie. W ocenie jednego ze źródeł agencji Reutera irański generał okazywał "wręcz bezczelną, przesadną pewność siebie", w tym również - po grudniowym ataku na bazę USA w Iraku, w którym zginął Amerykanin.

Sulejmani został zabity w nocy z czwartku na piątek w Bagdadzie w rezultacie amerykańskiego precyzyjnego ataku rakietowego, zarządzonego przez prezydenta Trumpa. Na sobotę w Bagdadzie zaplanowane są jego uroczystości pogrzebowe.

Teheran zapowiedział już zbrojny odwet za śmierć Sulejmaniego. Irański minister spraw zagranicznych Mohammad Dżawad Zarif zapowiedział kroki prawne, by pociągnąć USA do odpowiedzialności za zabicie szefa operacji zagranicznych irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.

W związku ze wzrostem napięć na Bliskim Wschodzie Stany Zjednoczone wysyłają dodatkowo do tego regionu około 3 tys. żołnierzy swej 82. dywizji powietrznodesantowej.

Nadmierne ryzyko zarzucają Trumpowi politycy Partii Demokratycznej. Zdaniem wielu z nich atak na Sulejmaniego był lekkomyślny i naraził Amerykanów na niebezpieczeństwo. Większość Republikanów broni swojego prezydenta, chwaląc go za odważną decyzję o likwidacji wpływowego wojskowego.

ja

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj151 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (151)

Inne tematy w dziale Polityka