Sekretarz generalny SLD Marcin Kulasek nie jest zadowolony z warunków w hotelu sejmowym. - Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę i dietę 2,5 tys. zł - powiedział nowo wybrany poseł w rozmowie z Interią. Kiedy spadła na niego fala krytyki, twierdzi, że jego wypowiedź miała inny sens.
Interia.pl zapytała kilku posłów, jak im się żyje w sejmowym hotelu. Zadowolony jest m.in. Jakub Kulesza z Konfederacji, który zwrócił uwagę, że jest czysto. Na ciasnotę narzekają Borys Budka i Katarzyna Lubnauer. Inni posłowie woleliby bardziej nowoczesne wyposażenie, zwłaszcza łazienek, bo w niektórych stoją jeszcze wanny z czasów Gierka.
Najbardziej rozczarowany okazał się Marcin Kulasek, który po raz pierwszy został posłem po ostatnich wyborach. - Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę i dietę 2,5 tys. zł – powiedział sekretarz generalny SLD. Jego zdaniem, poselski budżet jest mocno obciążony, choćby ze względu na brak aneksów kuchennych w Domu Poselskim.
- W pokoju mogę zrobić sobie jedynie herbatę, poza tym muszę stołować się na mieście (...). To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie - narzeka Kulasek.
Na uwagę, że mógłby sobie wynająć kawalerkę, Kulasek powiedział, że nie bardzo mu się to kalkuluje ze względu na nocne głosowania czy posiedzenia sejmowych komisji.
Po tym wywiadzie na Kulaska spadła fala krytyki i zarzuty, że jest oderwany od rzeczywistości, ponieważ wielu Polaków musi przeżyć od pierwszego do pierwszego tylko za 2,5 tysiąca, a niejednokrotnie nawet mniej. W Warszawie statystycznie wygląda to nieco lepiej - według GUS średnie wynagrodzenie w Warszawie wyniosło w 2018 roku 6432,78 zł brutto (ok. 4,7 tys. zł netto).
Internauci wytknęli posłowi, że jest kolejnym przedstawicielem elit, który narzeka na zarobki, które dla wielu ludzi byłyby szczytem marzeń. Smaczku dodaje fakt, że jest przedstawicielem partii lewicowej, a więc o korzeniach robotniczych. Zauważyli, że Kulasek otrzymuje jeszcze kilka tysięcy za funkcję sekretarza SLD, że jak każdemu posłowi, należą mu się darmowe kilometrówki, itd.
Za słowa kolegi przeprosiła nawet rzeczniczka Lewicy Anna Maria Żukowska. - Przepraszam wyborczynie i wyborców Lewicy, że taka wypowiedź się pojawiła. Nie powinna mieć ona miejsca - powiedziała na antenie Polsat News. Znam Marcina, to jest mój kolega i wiem, że był w stanie za tyle przeżyć w Warszawie. W związku z tym wie, że można - dodała.
Sam Kulasek tłumaczył potem, że wywiad nie był autoryzowany i że chodziło mu o coś zupełnie innego, o brak aneksu kuchennego. - Gdyby każdy poseł musiał się stołować na mieście, to tej pensji poselskiej w wysokości 9 tys. zł mogłoby nie wystarczyć. To jest wystarczająca pensja, większość Polaków nie zarabia na takim poziomie. Jestem przekonany, że będę w stanie z tej pensji również odłożyć środki na przyszłość - zapewnił.
Również na Facebooku poseł opublikował obszerne tłumaczenia, że nie żąda luksusów, tylko chce mieć możliwość zrobić sobie samemu posiłek tam, gdzie mieszka.
Przypomnijmy, wicepremier Jarosław Gowin kiedyś publicznie narzekał, że nie starcza mu do pierwszego, unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska mówiła, że za 6 tys. zł nie opłaca się pracować, I prezes SN Małgorzata Gersdorf powiedziała, że za 10 tysięcy można dobrze żyć tylko na prowincji, a były marszałek Senatu Stanisław Karczewski, że nie pomieści się w trzech pokojach.
ja
Inne tematy w dziale Polityka