Konflikt wokół hasła tegorocznego Marszu Niepodległości nie jest zwykłą różnicą zdań wśród narodowców. Ci z Konfederacji obawiają się jej podziału i samodzielnego startu w wyborach, bo startować ma też komitet wyborczy Roberta Bąkiewicza. W kuluarach słychać, że z pomocą PiS. O takim scenariuszu wie wpływowy polityk Solidarnej Polski, dla której również byłby to problem.
Wolta ludzi Roberta Winnickiego ze stowarzyszenia Marszu Niepodległości, którzy wyszli przed szereg i bez zgody prezesa organizacji ogłosili własne hasło MN, to przemyślana strategia. W ubiegłych latach, choć trwał konflikt Winnickiego z Bąkiewiczem, hasła na MN były konsensusem obu stron. Co się zmieniło? Tegoroczny marsz będzie ostatnim przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku, a start komitetu Bąkiewicza, przy możliwym podziale Konfederacji sprawi, że Ruch Narodowy z Winnickim i Krzysztofem Bosakiem, znajdzie się poza parlamentem. Chodzi więc o obrzydzenie Bąkiewicza w oczach potencjalnych wyborców, którzy są wspólni dla niego i RN, a najlepiej to zrobić sklejając go z PiS.
Szarża Winnickiego
Na początek trzeba wyjaśnić jak działa zarząd stowarzyszenia Marszu Niepodległości. Składa się on z dziesięciu osób: pięć głosów ma środowisko Winnickiego i pięć Bąkiewicza, ale to on, jako prezes organizacji, ma decydujący głos przy remisowych głosowaniach. W przypadku tegorocznego hasła nie było głosowania, bo - jak słyszymy - nie pojawiali się na zebraniach ludzie posła Konfederacji.
Zamiast tego 6 października podczas konferencji prasowej Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej i członkowie zarządu stowarzyszenia MN ogłosili, że ich hasłem podczas marszu będzie "Polska Państwem Narodowym".
Na środowej konferencji głos zabrał też Witold Tumanowicz z Ruchu Narodowego i zarządu MN. Mówił, że "z niepokojem" obserwuje, jak "zatraca się społeczny charakter marszu". - W zeszłym roku to państwo przejęło rolę organizatora. Nie możemy dopuścić do tego, aby ten czy inny rząd w przyszłości organizował Marsz Niepodległości - powiedział.
Jak to działanie odbierają w środowisku Bąkiewicza, który od kilku lat jest główną twarzą Marszu Niepodległości? - Próba pokazania Roberta jako „nie narodowego” i utwierdzanie narracji, że nasze organizacje biorą dotacje od państwa i dlatego sprzyjają PiS-owi. Zapominają jednak o tym, że organizacja środowiska Winnickiego też dostała niedawno miliony dotacji - mówi nam stronnik Bąkiewicza.
Bąkiewicz poinformował, że oficjalne ogłoszenie hasła tegorocznego Marszu Niepodległości nastąpi 11 października. Na dachu ratusza w Warszawie.
Poseł Winnicki nie odpowiedział na naszą prośbę o kontakt i pytania w sprawie ruchu z ogłoszeniem hasła. Odnosił się natomiast do tematu w mediach społecznościowych. Winnicki udostępnił wpis, z którego wynika, że to obrona Marszu Niepodległości przed PiS.
"Lepiej żeby ludzie widzieli wśród organizatorów różnorodność i pryncypialny przekaz niż ograne slogany i jedną twarz od której, a przez nią i od Marszu, masowo się odwracają. Takie jest nasze rozpoznanie sytuacji. Dłuższe milczenie byłoby przyzwoleniem na całkowite zaoranie MN" - napisał Winnicki.
Ludzie Bąkiewicza uważają, że troska o Marsz Niepodległości jest udawana, a na pewno nie jest główną przyczyną tej szarży. - U nich jest straszny popłoch. Wiedzą, że zaraz z czymś ruszamy. Boją się tego jak diabli, bo to jest kluczowe 2-3 proc. - ujawnia plany wyborcze współpracownik prezesa stowarzyszenia MN. Ponadto, Bąkiewicz, który stoi za kanałem internetowym Media Narodowe, planuje uruchomić stację telewizyjną pod tą samą nazwą. Kanał ma ruszyć 11 listopada i trafi do sieci kablowych.
Bąkiewicz tworzy własne listy wyborcze
W przeszłości wspominaliśmy na Salon24.pl, że Bąkiewicz ma ambicje polityczne i planuje start w wyborach parlamentarnych w 2023 roku. Teraz coraz częściej o tym słychać, ale już nie tylko wśród ludzi organizatora Marszu Niepodległości.
- W Sejmie mówi się o tym, że Bąkiewicz stworzy swój komitet wyborczy, a PiS ma mu w razie czego pomóc z zarejestrowaniem list wyborczych. Stąd ta nerwowość narodowców z Ruchu Narodowego - ocenia polityk Konfederacji.
Z naszych ustaleń wynika, że na listach mają znaleźć się ludzie z szeroko rozumianego środowiska Bąkiewicza, ale też Prawica RP, Unia Polityki Realnej, może nawet Marek Jakubiak i inni byli kukizowcy. Oraz pisowcy, którzy nie znajdą się na listach PiS.
- Nie ma jeszcze takiej listy - odparł ważny polityk PiS, gdy zapytaliśmy go o nazwiska działaczy, które z różnych powodów nie znajdą się na listach wyborczych do parlamentu.
Zapytaliśmy w środowisku Bąkiewicza, czy PiS zadeklarował im pomoc z rejestracją list. - O tym nic nie wiem. Może to być dla nich w jakiś sposób korzystne, natomiast my uważamy, że jest miejsce dla środowiska na prawo od PiS, które nie jest prorosyjskie - usłyszeliśmy. - Mamy doświadczenie. Zebraliśmy 250 tys. pod obywatelskim projektem STOP 447.
Taki komitet ma celować w poparcie na poziomie 3 proc., co jest gwarancją uzyskania subwencji z budżetu państwa, choć nie daje wejścia do parlamentu.
Komentarz narodowców z Konfederacji? - Brzmi równie fantastycznie jak pogłoski o starcie wszystkich innych wirtualnych środowisk i partii, w których nie ma prawie nic poza niezbyt rozpoznawalnym liderem - mówi nam osoba ze środowiska Winnickiego.
W powodzenie planu Bąkiewicza nie wierzą też w partii KORWiN, choć ostatnio nie jest jej pod drodze z Ruchem Narodowym.
Zaszachować Konfederację, ale też Ziobrę
Na razie nie wiadomo jaki scenariusz zostanie zrealizowany po wyborze Sławomira Mentzena na nowego prezesa partii KORWiN. Nie jest tajemnicą, że jest on skonfliktowany z częścią Rady Liderów Konfederacji. Jeśli nie odzyska dla swojego ugrupowania części utraconej subwencji i nie wynegocjuje list wyborczych po swojej myśli, to istnieje możliwość, że Konfederacja się podzieli.
W sytuacji gdyby KORWiN poszedł samodzielnie do wyborów, a jednocześnie weźmie w nich udział komitet wyborczy Bąkiewicza, byłby to ogromny problem dla Ruchu Narodowego, który jest jednym ze środowisk wchodzących w skład Konfederacji. Nie trzeba szczególnych analiz, by wysnuć wniosek, że głosy narodowców by się podzieliły.
Potencjalny start komitetu Bąkiewicza to nie tylko problem dla Konfederacji, ale też dla Solidarnej Polski. Wciąż nie ma pewności, że ziobryści znajdą się na listach wyborczych PiS, a gdyby ostatecznie musieli sami startować, to ich szanse na wejście do Sejmu byłyby iluzoryczne. Ewentualne wsparcie inicjatywy Bąkiewicza przez PiS, jest więc również mocną kartą w negocjacjach PiS ze Zbigniewem Ziobrą. Taki straszak może tonować jego oczekiwania w sprawie liczby miejsc dla jego ludzi na listach.
Wpływowy polityk Solidarnej Polski potwierdził nam, że słyszał o powyższym scenariuszu, ale jego zdaniem nie ma jeszcze w tej sprawie żadnych konkretów.
Marcin Dobski
Inne tematy w dziale Polityka