Donald Tusk musiał wrócić wcześniej, choć planował powrót dopiero po zakończeniu kadencji przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej. Nie wrócił jednak by ratować Polskę z rąk PiS, tylko aby nie dopuścić do zatopienia Platformy przez Rafała Trzaskowskiego i Sławomira Nitrasa, którzy zaczęli budować alternatywę.
Dobra mina do złej gry
Podczas wspólnej debaty z uczestnikami Campusu Polska Przyszłości, Donald Tusk i Rafał Trzaskowski uśmiechali się do siebie, klepali po ramionach, co miało świadczyć o tym, że ich relacje są w jak najlepszym porządku. Gdy padały pytania od uczestników, widać było jednak, że obaj liderzy znacznie się różnią, a co istotniejsze, przeciągają Platformę Obywatelską w inną stronę. Tusk jawi się jako ten bardziej konserwatywny polityk, a prezydent Warszawy jest tym zdecydowanie bardziej lewicowym.
Wystarczy zajrzeć za kulisy tego przedstawienia, choć nawet nie trzeba wytężać wzroku, by dostrzec, że obaj politycy są poróżnieni.
Kilka dni temu w „Rzeczpospolitej” prezydent Warszawy wbił kolejną szpilkę Tuskowi. „Donald robi politykę i anty-PiS, a ja pytam, co dalej” - czytamy w tytule wywiadu. - Tusk, jako szef partii, musi się koncentrować na doraźnej polityce, wyznaczył także sobie zadanie pierwszorzędne – pokonanie PiS-u, tu i teraz. Ja mam dziś ten luksus, by pracować w nieco innym tempie. By szukać odpowiedzi na pytania, co dalej. Przede wszystkim trzeba wygrać z PiS. Ale to nie wystarczy - brzmiała natomiast pełna wypowiedź prezydenta Trzaskowskiego.
Konflikt zaczął się kilka miesięcy wcześniej, gdy Tusk miał oficjalnie wrócić na krajowe podwórko. Na 3 lipca była planowana Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej, podczas której powrót do polityki miał ogłosić były premier i szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Według pierwotnych planów - podczas rady - ze stanowiska szefa partii miałby zrezygnować Borys Budka. Z kolei na jego miejsce delegaci powołać mieliby właśnie Tuska. Tak też się stało.
- Ja się umówiłem z Borysem Budką, byłem lojalny przez te ostatnie miesiące, natomiast jeśli on rzeczywiście zastanawia się nad tym, żeby zrezygnować ze stanowiska przewodniczącego PO, to ja jestem gotów wziąć odpowiedzialność za Platformę Obywatelską - mówił tuż przed tym Trzaskowski. Tym samym zadeklarował, że jest gotowy wystartować w wyborach na szefa PO.
Nie było wyborów, Trzaskowski nie został wysłuchany, a pełniącym obowiązki przewodniczącego został Tusk. Myli się jednak, kto myśli, że Trzaskowski ze swoją świtą, odpuścili. Przeciwnie. Będzie miał kolejną szansę, w drugiej połowie października.
Czytaj też:
Politycy PO: Tusk miał wrócić dopiero w 2022 r.
- Tusk miał wrócić dopiero w 2022 r., ale musiał wcześniej przez działania Trzaskowskiego i Nitrasa. Musiał to ukrócić - mówi Salon24.pl jeden z najbardziej doświadczonych polityków PO. To samo słyszymy od innych działaczy.
Miało być tak. Pod koniec 2022 r. kończy się kadencja Tuska jako przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej, on się rozlicza, przekazuje obowiązki i dopiero wtedy wraca do polskiej polityki. Rok przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się w 2023 r., jeśli zostanie utrzymany konstytucyjny termin.
Nie jest więc tak, że Tusk wrócił, bo PiS przekroczył rubikon. Tusk wrócił na prośbę starszych działaczy, którzy obawiali się, że Trzaskowski z Nitrasem przejmą aktywa Platformy Obywatelskiej, a następnie zbudują własną inicjatywę polityczną, która tuż przed wyborami parlamentarnymi przekształci się w partię. Nowe ugrupowanie miałoby zostać oparte na młodych politykach, a wszyscy doświadczeni odeszliby w niebyt. I ci młodzi politycy, rzucają Tuskowi kłody pod nogi po jego powrocie.
Uchodźcy: Tusk kontra młodzi z KO
W oświadczeniu sprzed kilku dni na temat kryzysu na granicy Polski z Białorusią, Tusk musiał wykazać się zdroworozsądkowym myśleniem i łagodził przekaz, który wcześniej narzucili młodsi politycy Platformy Obywatelskiej. Ci chcieliby przyjmować uchodźców bez żadnych ograniczeń, co nie zdało egzaminu w innych państwach europejskich, a taka narracja pogrzebała sześć lat temu PO w wyborach parlamentarnych.
- Donald wie, że powrót do dyskusji na temat uchodźców z 2015 r. to woda na młyn dla PiS. A Prawo i Sprawiedliwość jest ostatnio w odwrocie, więc należy zastanowić się kto i po co podaje im pomocną dłoń - mówi nasz rozmówca z PO. - PiS teraz najłatwiej budować emocje wokół uchodźców czy imigrantów, choć jak spojrzałem ostatnio w dane Głównego Urzędu Statystycznego, to obecna władza przyjęła ich ponad 2 miliony.
Niezbyt dobrze stronnicy Tuska oceniają też działania posłów Klaudii Jachiry i Franka Sterczewskiego, którzy w ostatnich dniach wzbudzili duże emocje, ale przy tym zaszkodzili PO. Nasi rozmówcy jednoznacznie oceniają ich jako ludzi prezydenta Trzaskowskiego.
Przypomnijmy, że w PO mówiło się, iż powrót Tuska sprawi, że ugrupowanie odejdzie od polityki twitterowo-memowej, którą wprowadził Borys Budka i młodsi działacze Platformy, którzy wraz z nim doszli do władzy. Tymczasem wpisy w mediach społecznościowych Jachiry, a także ostatni bieg na granicy posła Sterczewskiego to tego typu działania.
Podczas przemówienia podczas Campusu Tusk wspomniał o Sterczewskim, że nie powinien biegać by dać żywność uchodźcom, tylko powinni zaangażować się w to biskupowie, których Straż Graniczna by do nich dopuściła. Warto przypomnieć, że poseł z Poznania, gdy Tusk wracał do Polski, wysyłał byłego premiera do rozdawania ulotek, a nie rozdawania kart, jak określano cel jego powrotu.
- Uchodźcy nie powinni zostać wpuszczeni do Polski, bo byłoby to działanie według planu Łukaszenki. Powinniśmy ich nakarmić, ale nie wpuszczać. Obie strony w tej sytuacji przesadziły - mówi polityk PO.
Zwolennicy powrotu Tuska, wewnątrz PO, twierdzą, że za takimi drobnymi atakami na Tuska i stawianiem mu przeszkód przez polityków z jego obozu, stoi poseł Sławomir Nitras, który stracił na tym powrocie, a który jest najbliższym przyjacielem Trzaskowskiego.
Pomysłodawcą Campusu Polska Przyszłości jest Nitras
To właśnie poseł Nitras - co przyznał Rafał Trzaskowski - jest pomysłodawcą i organizatorem Campusu Polska Przyszłości. Nie można mu odmówić sprawności, bo impreza jest zorganizowana z rozmachem, zaproszono wielu prelegentów ze świata polityki, również zagranicznej, ale też ciekawe postaci ze świata showbiznesu, jak pisarz Jakub Żulczyk czy aktor Maciej Stuhr.
I to właśnie Nitras jest politykiem, który swoją wypowiedzią zaszkodził Tuskowi. - Uważam, że za naszego życia katolicy w Polsce staną się mniejszością. Dobrze, żeby to się stało w sposób niegwałtowny, racjonalny, a nie na zasadzie pewnej zemsty. Na zasadzie: to jest uczciwa kara za to, co się stało. Musimy was opiłować z pewnych przywilejów - powiedział poseł Nitras podczas Campusu Polska Przyszłości.
Wypowiedź jest szkodliwa dla PO, więc i dla Tuska, który chciałby jak najszerzej budować poparcie dla swojej partii, a taki głos spycha ją na lewą stronę.
Czy Trzaskowski rzuci rękawicę Tuskowi
7 sierpnia w Warszawie odbyło się posiedzenie Rady Krajowej PO. W trakcie spotkania władz partii podjęto decyzje o przeprowadzeniu wyborów na przewodniczącego partii. Miałyby się one odbyć w drugiej połowie października. Na Radzie Krajowej PO Tusk podsumował pierwsze tygodnie po swoim powrocie:
- Dziś po pięciu tygodniach wiem, że nie tylko ja wróciłem. Że wszyscy wróciliśmy na tę wielką scenę, gdzie toczy się gra o wielką Polskę. Przed nami tygodnie i miesiące ciężkiej pracy. To jest moje przesłanie: To początek tej wielkiej gry.
Jedno jest pewne, to nie koniec podkopywania pozycji Tuska i rzucania mu kłód pod nogi przez Trzaskowskiego i jego ludzi. Wygląda na to, że zanim były premier będzie zwalczał PiS, będzie musiał walczyć z wewnętrzną opozycją, która wydaje się nie być bez szans.
Czy Trzaskowski rzuci rękawicę Tuskowi podczas październikowych wyborów? Stronnicy Tuska uważają, że nie odważy się, bo sromotnie przegra, co mogłoby być jego końcem w PO.
Na koniec warto przypomnieć badanie CBOS opublikowane w lutym tego roku. Być może to analiza Trzaskowskiego i jego zaplecza jest trafniejsza, by profilować się bardziej na lewo. Po raz pierwszy od ponad 20 lat bowiem większy odsetek młodzieży w wieku 18-24 lata deklaruje poglądy lewicowe niż prawicowe. W 2020 r. było to 30 proc., czyli dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Może w 2023 r. będzie takich wyborców jeszcze więcej, co dałoby wygraną formacji Trzaskowskiemu?
Marcin Dobski
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka